Ryûsuke Hamaguchi jest mocno obecny na tegorocznych Nowych Horyzontach. Jego najnowszy film, czyli Drive My Car zbiera ciekawe recenzje, lecz jego poprzednie dzieło też niesie się szerokim echem na festiwalu, a dla mnie i pewnie dla wielu było to pierwsze zetknięcie z pracą tego reżysera.
Film ten składa się z trzech niepołączonych ze sobą opowieści. Jednak same historie świetnie ze sobą rezonują w warstwie przekazu i tego jak są zbudowane. Cały film składa się na dobrą sprawę z dialogów. U mnie od razu wzbudziło to skojarzenia z dziełami Rumuńskiego reżysera Cristi Puiu którego zeszłoroczny Malmkrog czy Sieranevada opierają się właśnie na bardzo dobrze rozpisanych dialogach i tutaj jest podobnie. Film na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo statyczny, dialogi dwójki osób w jednym pomieszczaniu mogą trwać kilkanaście minut żeby przejść do kolejnego dialogu. Jednak tak jak u Puiu, a może nawet bardziej sam dialog ma taką dynamikę że niemal zakłamuje to czas jaki trwają.
Jednak o czym są te trzy historie? Najprościej rzecz ujmując o uczuciach i emocjach, przewijają się one przez każdą z tych nowelek w różnym stopni, lecz finalnie każda do tego się sprowadza. Mamy tu historie niepewnej miłości wystawionej na próbę, portów znajomości po latach, zdrady i co ciekawe jest to że w pewnym aspekcie każda z tych nowelek to zawiera. Każda skupia się na czym innym jednak reszta elementów ma tutaj ważny wkład w całość historii.
Jednak tym głównym aspektem filmu są wspomniane wcześniej dialogi i myślę ze tu leży cała siła filmu. Tak jestem fanem przegadanego kina i tutaj mamy to w pełnej okazałości. Dialogi z jednej strony są bardzo intensywne, a z drugiej strony dają momenty widzowi na wczucie się w nie przez co dają pozór autentyczności i ogromnej naturalności. Każda z rozmów z tego filmu daje właśnie te uczucie ze mogła się wydarzyć, ba może mieliśmy taką za sobą, a może mamy wrażenie ze powinniśmy taka odbyć. Co świetnie się udało to że czuć że bohaterowie tych historii nie są wydmuszkami stworzonymi na potrzeby 30-40 minutowej historyjki. Mimo tak krótkiego czasu w dialogu zarysowuje się dobrze ich przeszłość, oczekiwania dążenia lub właśnie ich brak i zagubienie w tym co chcą robić.
Jednak dobrze rozpisany dialog to nie wszystko, bo naturalizm w odegraniu jest tu bardzo ważny. I wiem jak niektórych odrzuca Japońska ekspresja to w tym aspekcie film jest niebywale stonowany, ba powiedziałbym o grze aktorskiej tutaj jako niebywale oszczędnej. Co potęguje momenty kulminacyjne w których bohaterzy dają upust emocją. To samo można napisać o warstwie wizualnej filmu która jest bardzo oszczędna, jednak czuć że ujęcia są przemyślane, a zdarzają się perełki które potrafią sprawić że widz nabiera perspektywę i są dobrym przejściem miedzy częściami tej historii.
Chciałem napisać na koniec że zdecydowanie polecam fanom przegadanego kina, ale czy tylko? Myślę że nie, same dialogi tak jak już wspominałem są intensywne i myślę że dzięki temu tempo tego filmu jest przystępne niemal dla każdego, a film odwdzięcza się z pozoru prostymi, ale niezwykle emocjonującymi historiami które często będziemy mogli odnieść do własnego życia. Panie Hamaguchi, będę miał Pana na oku.
8/10
P.S. Poprzedni film który recenzowałem dostał złotego niedźwiedzia, ten srebrnego no niby nowe Horyzonty, a takie Berlinale mocno 🙂
[…] W pętli ryzyka i fantazji – Recenzja […]