Nowy Bond to… kolejny Bond, tylko że dobry.
Trzeba przyznać że z mieszanymi odczuciami podchodziłem do tego filmu. Z jednej strony duży hype powodował sam fakt że jest to ostatni Bond z Craigiem w roli głównej. Zmiana aktorów wcielających się w postać agenta 007 zawsze była dużym wydarzeniem i tutaj nie było inaczej. Początkowe recenzje i wysoki wynik w weekend otwarcia napawały optymizmem, niestety z tyłu głowy był cały czas „Spectre”. W mojej opinii najsłabszy Bond Craiga, do tego u samego aktora było widać zmęczenie tą postacią podkręcane tym że nie raz wspominał że chce zacząć coś nowego, a agent 007 jest czymś w rodzaju kuli u nogi.
Na szczęście większość z obaw okazała się niepotrzebna. Mimo że wydarzenia są ściśle powiązane z tymi w poprzedniej części to jest to poziom o niebo wyższy od „Spectre”. Zacząłem od słów że jest to po prostu kolejny Bond. Filmy te stały się swoistym gatunkiem i idąc na kolejny z nich wiadomo czego się spodziewać. Kolejny raz dostajemy historię o ratowaniu świata, z masą widowiskowych scen akcji, do tego wątek romantyczny w pakiecie. Tylko w odróżnieniu do wspominanej tu poprzedniej części jest to zrobione dobrze. Historia jak to w Bondzie jest prosta, acz spójna. Tak samo wątek romantyczny, który swoją drogą jest ciekawie pogłębiony i nie jest tylko zapychaczem, a czymś co sprawia że bardziej zależy nam na losie bohaterów. No i na koniec sceny akcji, takie Bondowskie, czyli ciekawie mieszące widowiskowość z osadzeniem ich w rzeczywistości. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o to że są realistyczne, ale zachowują te minimum pozoru przy dużej atrakcyjności dla widzą.
Niestety jest jedna rzecz do której musze się standardowo przyczepić, czyli GŁÓWNY ZŁY. Nie winie tu Ramiego Maleka, ale jego postać jest tak przerysowana że to aż boli. I wiadomo jest to film o Bondzie, ale coś tutaj nie pasuje, przykładowo w „Skyfall” rywal Bonda też był przerysowany, ale jednak pasowało to do ogólnej koncepcji świata, tutaj do tego daleko.
Jednak od razu skontruje moje czepialstwo Aną de Arms. W całym filmie pojawia się na jedną sekwencję żeby skraść show i wyjść. Jest to kolejny przykład przerysowanej roli która w tym przypadku pasuje do świata przedstawionego i osobiście liczę że to tylko teaser jej kolejnych udziałów w filmie o agencie 007. Warto też pochwalić tutaj oprawę audio oraz to jak film wygląda. Hans Zimmer cudowny jest kropka, czy motywy muzyczne znamy już na pamięć? Tak, czy robią robotę? Ojj tak. Co do warstwy wizualnej też nie mam zastrzeżeń. Film żongluje lokacjami od samego początku do końca, a każda z nich została przedstawiona w inny sposób podkreślając jej cechy charakterystyczne.
Więc czy to było gronde pożeganie Craiga z rolą? Oj zdecydowanie tak. Po pierwsze widać było że mu zależy. W „Na Noże” miał już świetną rolę, ale trochę wątpiłem że tutaj przedstawi się z dobrej strony. Na szczęście tak było i po „Skyfall”, a na równi z „Cassino Royal” był to zarówno drugi najlepszy Bond z Craigiem jak i drugi najlepszy Bond Craiga. Zostając jeszcze w temacie odejścia Daniela warto wspomnieć jak wiele razy w filmie można było odczuć tą samoświadomość że jest to koniec pewnej ery, raz w bardziej oczywisty sposób, raz w drobnych smaczkach, a raz w żarciku wypowiedzianym mimochodem. Tak czy inaczej dało się wyczuć że jest to domkniecie pewnego rozdziału.
7/10