Jakby ktoś na początku roku mnie spytał na jakie filmy najbardziej czekam łączyłaby je jedna osoba której jestem fanboy’em. Timothée Chalamet w tym roku  występuje w głównych rolach u dwóch wielkich reżyserów. I tak jak do premiery nowego filmu Wesa Andersona jest jeszcze kilka tygodni tak, Denis Villeneuve w końcu wypuścił swój największy do tej pory projekt.

I to od reżysera powinienem zacząć, twórca nowego Blade Runnera przyzwyczaił nas że jego filmy wyglądają i nie inaczej jest w jego wizji Diuny. Jeżeli chodzi o ten aspekt, jak ogólnie warstwę techniczną film jest po prostu wybitny. Na starcie też warto zwrócić uwagę na muzykę Hansa Zimmera, niezwykle klimatyczna, nie raz wbijająca w fotel, a przy tym bardzo różnorodna. Nie raz świetnie potęguje emocje i świetnie współgra z przedstawionymi wydarzeniami. To samo można powiedzieć o warstwie wizualnej. Denis po razu kolejny udowadnia ze jest reżyserem obrazu, niezwykle plastycznego, a przy tym doniosłego, ale o tym dalej.

Jakbym miał jednym słowem określić nową Diunę byłby to film.. MONUMENTALNY pod wieloma względami. Szczególnie widać to w warstwie wizualnej, dominują tu wielkie plany, często ukazujące całe armie, wielkie konstrukcje lub tłumy ludzi. Sceny batalistyczne to monumentalizm w pełnym tego słowa znaczeniu, są one kręcone z rozmachem, a przy tym wielką dbałością o szczegóły. I to właśnie połączenie tych dwóch elementów robi piorunujące wrażenie które możemy rzadko zobaczyć w obecnym kinie. Ogrom bitew jest niesłychany, a przy tym są intensywne, w pamięć zachodzi szczególnie jedna która spokojnie może konkurować o miano najlepszej sceny batalistycznej ostatnich lat.

Jednak wspomniany monumentalizm nie przejawia się tylko tam, jednym z największych zarzutów jakie czytałem to była przesadzona pompatyczność i jest tutaj ona, ale świetnie wpasowuje się ona w świat przedstawiony. I tak, przyznam że któryś z kolei dialog gdzie postacie niemal mówią na zwolnionym tempie masę banałów może irytować, ale jest to spójne. Widać przez to jak Diuna Villeneuve’a uderza w inne tony gdzie w wersji Lyncha nie raz ocierał się o karykaturalność, kreskówkowość, czy po prostu cringe tutaj mamy to zamienione w wspomniany pompatyzm którego momentami mogło być mniej, lecz jako całość nie wyobrażam sobie rozegrania tego w inny sposób.

Na samym starcie filmu dostajemy wiadomość ze jest to część pierwsza, mamy oficjalnie zapowiedzianą dwójkę, a mówi się o trylogii i to czuć. Mimo to uważam że historia została dobrze poprowadzona zarówno w kontekście wstępu do większej historii jak i wewnątrz zamkniętej opowieści. Żeby nie było Diuna to prostu historia, Ci są dobrzy, Ci źli, o i jeszcze są tubylcy, a główny bohater to przyszły następca tronu który nie jest pewny siebie. Tylko ta prosta historia jest po prostu dobrze poprowadzona, dużo daje fakt ze wiele opowiada się tu przez obraz lub w małych detalach, a nie jest to wprost podawane w dialogach. Sama historia w tej części opiera się na przemianie głównego bohatera, która dzieje się trochę w tle innych wydarzeń, ale jest motywem łączącym całość.

Zacząłem od wspomnienia tego człowieka i od niego będę zaczynał zbliżać się do końca, Pan Chalamet. Przyznam, przez pierwszą godzinę filmu byłem nieco sceptyczny, jakby nawet trochę męczył się w tej postać, jednak im dalej w lasy, czy też pustynie tym lepiej. Nie jest to jego rola życiowa, jednak tak jak cała Diuana jest to dobry, a nawet zaryzykuje stwierdzenie że bardzo dobry początek z potencjałem na jeszcze lepszą kontynuację. A dla samego Chalamete może być to rola z którą zostanie utożsamiony na lata. Ogólnie aktorsko film wypada dobrze, jedynie Jason Mamoa wygląda jakby chciał zaistnieć na siłę, lecz po seansie szybko się o tym zapomina.

Jako ze swoje podsumowanie tego filmu nieco zawarłem w poprzerzednim akapicie zakończę cytatem Borysa Nieśpielniaka z podcastu Rock i Borys „Diuna to mój marvel”. Totalnie się pod tym pdpisuję, bo jakby nie patrzeć film na bazie prozy Franka Herberta jest kinem rozrywkowym, ale bardzo dobrze zrobionym które nie ogłupia widza, daje dużo widowiskowości

8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *