Szczerze powiedziawszy jest to moje pierwsze zetknięcie z duetem reżyserskim Mariano Cohn i Gastón Duprat, jednak w tym przypadku to duet aktorski Penelope Cruz i Antonio Banderas sprzedali mi ten film i nie żałuję.
Jest powiedzenie o starzeniu się jak wino i myślę ze idealnie pasuje ono do Antonio Banderasa. Zachwycił mnie świetna rolą u Almodovara w „Bólu i Blasku” i tutaj udowadnia swój kunszt aktorski grając postać zdecydowanie inną, „przegiętą”, bardzo ekspresywną. Z drugiej strony Penelopa Cruz, która w mojej opinii przeżywa drugą młodość co pokazują tylko role u wspomnianego Almodovara zarówno w „Bólu i Blasku” jak i jego ostatnim filmie „Matki równoległe”. Jej rola tutaj to coś wspaniałego, zaryzykuje stwierdzenie, że rola życia. Świetnie oddająca wizerunek progresywnej artystki, pewnej siebie, ale i niezwykle delikatniej. Pozostając w temacie obsady Oscar Martínez dopełnia główne ekranowe trio i stanowi ciekawą przeciwwagę do dość przerysowanych ról wspomnianego duetu, a przy tym jest głosem dość tradycyjnego podejścia do sztuki. I trzeba przyznać jasno, cała obsada jest świetna, to jest ten element, który przeciąga widza do kina, a potem utrzymuje jego uwagę.
Zacząłem tak nietypowo od obsady, ale właściwie, o czym są „Boscy”. Starszy bogacz planuje wydać pieniądze na film, dzięki któremu zostanie zapamiętany. Zatrudnia do tego najlepszych w swoim fachu, no właśnie najlepszych. Film w bardzo ciekawy sposób pokazuje kontrasty między światem pragmatycznego biznesmena, a reżyserki, dla której pojęcie najlepszy w sztuce nie istnieje. Film bardzo często gra na różnych kontrastach i ten artyzm kontra pragmatyzm jest tu najbardziej widoczny. Można powiedzieć ze film jest o przygotowaniach do produkcji filmów i swoistego pokazania tego świata od kulis. Większość akcji filmu to próby z aktorami, gdzie biznesmen wykładający pieniądze na produkcję odchodzi w cień, a wspomniane wcześniej trio przejmuje pałeczkę na ekranie.
Kolejnym ciekawy kontrast to zestawienie dwóch głównych aktorów w produkowanym filmie. Postać grana przez Antonio Banderasa to międzynarodowa gwiazda, bardzo bogaty aktor, dla którego filmy są bardziej sposobem uzyskania sławy i pieniędzy niż celem samym w sobie. Z drugiej strony postać, w którą wciela Oscar Martínez to artysta pełną gębą, wchodzący w role i bardzo oddający się sztuce. W wielu momentach w filmie widać ten kontrast, czy to w momencie gdzie budują oni swoje postacie, gdzie dla jednego historia i motywacje bohatera są ważne, a drugi przyszedł odegrać rolę i kolokwialnie mówiąc, po co to zamieszanie. Do tego mixu dochodzi postać reżyserki, której zdecydowanie bliżej jest do tego artystycznego podejścia, jednak jej metody pracy są nowatorskie przez co świetnie balansuje miedzy dwoma Panami którzy nieustanie rywalizują, mimo że jeden z nich mówi, że rywalizacja w sztuce jest zła.
To, co filmowi wychodzi świetnie to krytyka branży, gdzie można powiedzieć obrywa się każdemu. Od wspomnianego bogatego gościa, który wykłada kasę na film, gdzie wielokrotnie punktowana jest jego niewiedza i ignorancja. Tutaj oberwie się dużym produkcją za ich pustość, tutaj tym bardziej artystycznym za ciągłe patrzenie z góry na wszystkich i tak można wymieniać. Można powiedzieć, że każdy może w tym filmie zobaczyć kawałek siebie, a przy okazji film wytknie mu jego przywary. Przy tym zrobione jest to często w dość groteskowy, choć dalej celny sposób, a humor tutaj jest bardzo trafiony i tak jak krytyka trafia w każdego. I może to trochę banał, ale świetnie ukazuje jak współpraca miedzy rożnymi światami wychodzi dobrze dla każdego, a poznawanie osób reprezentujących inne wartości bardzo poszerza perspektywę.
I na koniec jeden detal, który mierził mnie przez cały film, czyli weźcie zmieńcie operatora. Naprawdę nie przypominam sobie tak dobrego filmu tak słabo nakręconego, a może inaczej nierówno. Kompozycje w kadrze są naprawdę ładnie, ogólnie studnio, w którym rozgrywa się akcja to bardzo ciekawe miejsce, jednak gdy film w kluczowej scenie gubi ostrość to coś tutaj nie zagrało. Niestety takich „wpadek” operatorskich jest więcej, a idealnie to obrazuje pierwsza scena, rozmowa dwóch bohaterów, gdzie jeden jest na pierwszym planie, drugi bardziej w tle. I w momentach, gdy mówią ostrość jest na jednego z nich, co w zasadzie nie jest błędem, lecz jest tak widoczne ze ma się vibe że to ćwiczenie osoby która pierwszy tydzień ma kamerę.
Jednak niknie to przy tym jak ten film jest dobry. Poza ujęciami wszystko tutaj gra, a obsada tutaj króluje, a Panowie Mariano Cohn i Gastón Duprat trafiają na listę reżyserów, na których produkcje będzie się czekać.
8/10