Adam Sandler to aktor legenda, z jednej strony masa komediowych gniotów, z drugiej ”Nieoszlifowane Diamenty” braci Safdie czy „Lewy Sercowy” P.T. Andersona. Film „Rzut Życia”, którego jest też producentem jest gdzieś po środku.
Filmów opowiadającym historię sportowca który idzie na szczyt było wiele. I to pod względem prawdziwych historii gwiazd sportu czy totalnej fikcji. Dlatego też doskonale znamy motywy, które w takim filmie mogą wystąpić, a drogę postępów bohatera możemy wyrysować w postaci wykresu jeszcze przed obejrzeniem filmu. I „Rzut Życia” nie stara się wychodzić z tych schematów, jednak mimo to dostajemy inną perspektywę. Bo w sumie nie trudno się nie zgodzić, że w większości takich produkcji to sportowiec jest głównym bohaterem, a tutaj w tą rolę się wciela jego trener co daje trochę powiewu świeżości w ten film. Pomimo to jest to staroszkolna droga gościa z problemami, który dzięki determinacji osiąga zamierzone cele.
Jest powiedzenie, że dobrze zrealizowana sztampa nie jest zła i myślę, że tak może być w tym wypadku, bo tak ile motywów tutaj jest odtwórczych tak mamy też kilka dużo dobrych zabiegów. Wspomniana perspektywa trenera, który jest głównym bohaterem. Jego droga do miejsca, w którym się znalazł jest dużo dłuższa przez co też zdaje się być ciekawsza dla widza. Ponadto śledzenie akcji z jego perspektywy może być ciekawsze, gdyż jego przymyślenia są bardziej złożone niż młodego chłopaka, którego szkoli. Drugim elementem jest naturalizm, który jest w tym filmie. Obiawia się on w wielu elementach, od pracy kamery która jest bardzo blisko bohaterów, często wykonując chaotyczne ruchy do skali tego filmu.
Filmy tego typu często przyzwyczajały nas do wielkich historii, do bezdomnego do zwycięzcy ligi mistrzów czy od mandady za brak prawa jazdy do mistrzostwa świata F1. Wiadomo, trochę przesadzam, jednak były często one mocno pompatyczne co też łamie ten film. Tak, mamy tutaj gościa, który chce się dostać do NBA, a jego droga poza pewnym elementem jest bardzo przyziemna. Sama przemiana młodego zawodnika jest dość maryginalna co też jest bardziej prawdziwe, gdyż ludzie nie zmieniają się o 180 stopni w kilka miesięcy. Cele stawiane tutaj też nie są wygórowane, lecz jednak na tyle wysokie, żeby zaangażować uwagę widza. Jednak wspomiałem, że mamy element, który trochę nie pasuje i jest to jego zdobywanie popularności. I żeby nie wchodzić w spoilery to w pewnym momencie bohater musi zostać zauważony przez organizaotów pewnego turnieju co robi niesamowicie szybko. I nie kwestionuje tutaj realizmu i możliwości wystąpienia takiego czegoś, jednak trochę burzy to dynamikę filmu, który przez całą resztę zdecydowanie wolniej buduje postacie.
Zacząłem od Adama Sandlera i przy nim zacznę zbliżać się do końca, a ogólnie z obsadą mam tutaj problem. Z jednej strony Adam Sandler udowadnia, że jak chce to potrafi i wnosi nutkę chaosu od „Nieoszlifowanego Diamentu” z drugiej strony reszta obsady wylatuje z pamięci sekundę po obejrzeniu filmu. Czy to żona głównego bohatera, czy Aktor wcielający się w Bo Cruza, którego wspominam tu po raz pierwszy co pokazuje jak zapada on w pamięć. Z trzeciej strony mamy tutaj masę występów zawodników, jak i ludzi po prostu związanych z NBA co jeszcze bardziej nadaje realizmu tej produkcji. Samych nawiązań do NBA, jak i tego, jak wygląda system w okół amerykańskiej koszykówki jest wiele, co może być dodatkową atrakcją dla fanów tego sportu.
Jeszcze raz chciałbym powtórzyć się ze dobra sztampa nie jest zła, ale taki jest ten film. Nie mamy tu nic odkrywczego, ale dzięki naturalizmowi i kilku dobrym motywom akcje śledzi się bardzo dobrze i mimo że film raczej nie stanie się klasykiem gatunku to jest warta zainteresowanie się propozycja.
6/10