Jacques Audiard to jeden z najciekawszych twórców filmowych we Francji obecnie i jego ostatnie dzieło to tylko potwierdza.
„Paryż, 13 Dzielnica” to kino bardzo agresywne pod wieloma względami, już na zwiastunie dostajemy mocny motyw muzyczny, intensywne cięcia, jak i wiele zapadających w pamięć scen. Sam film, mimo że oczywiście spokojniejszy jeżeli chodzi o tempo, czy montaż to oddaje tego ducha, szczególnie pod względem historii. Dostajemy tu swoisty trójkąt z plusem. I jest to ciekawe zestawienie zarówno pod względem dynamiki postaci, jak i aktorów wcielających się w te postacie.
Émilie grana przez debiutującą Lucie Zhang wynajmuje pokój Camille i tak jak w filmie tutaj wytłumaczę jest to imię żeńskie, ale wspominany Camille to młody mężczyzna, w którego wciela się Makita Samba, aktor, który ma na końcie kilka ról, ale nic przełomowego. Trójkąt dopełnia pojawiająca się później Nora, w którą wciela się znana z „Portretu kobiety w ogniu” Noémie Merlant. Poznajemy ją można powiedzieć osobna gdy zaczyna naukę na studiach jako osoba starsza od reszty studentów, a potem staje się znana z tego, że na imprezie wyglądała podobnie do gwiazdy kamerek porno, za którą ją uważają. I tutaj dochodzi ten plus w postaci Amber, czyli wspomnianej gwiazdy kamerek, która w pewnym momencie staje się czymś w rodzaju bratniej duszy dla Nory. W tym czasie też zatrudnia się ona w firmie Camille’a, a losy naszych bohaterów cały czas zaczynają się przecinać.
Jednak dość o fabule i dynamice relacji, żeby nie zdradzać za dużo. To za co chiałbym najbardziej pochwalić to dzieło to budowanie postaci w kontekście otoczenia, miasta, ludzi, zarówno tych bliskich, jak i tych bardziej odległych. W pewnym sensie można tutaj mówić o przegięciu, bohaterowie bardzo szybko podejmują dość radykalne kroki dotyczące swoich relacji, jak i życia, co może wydawać się odrealnione, jednak zakładam, że taki był zamysł reżysera. Gdzie swoiste odrealnienie uwypukla konkretny problem, to jak zagubienie w świecie sprawia ze bohaterowie mają trudność w nawiązywaniu relacji jak ich utrzymywaniu. Przy czym pokazuje to w kontekście różnych bohaterów, Emilie, najmłodsza z trójki posiadająca bardzo luźne podejście do życia. Z drugiej strony Nora najstarsza, stosunkowo twardo stąpająca po ziemi, która cały czas jej osuwa się spod nóg i Camille po środku, który z jednej strony szuka stabilizacji, a z drugiej chciałby przeżywać kolejną przygodę. Mimo tych odmienności łączy ich ta niepewność, która jest wypełniana przez poszukiwanie, czy to wewnątrz siebie, czy wśród ludzi w okuł.
Jednak chyba zbytnio uciekłem z tym analizowaniem, więc przejdę do kwestii audiowizualnych i tutaj trzeba przyznać, że po prostu wszystko gra. Tutaj mam mocne skojarzenia z „C’mon C’mon” Mike Mills’a, który w A24 podcast zdradził, że jego czarno-biały filmy pokolorował dźwiękiem. Tutaj też obraz świetnie zgrywa się z tym co słyszymy, a sam główny motyw dźwiękowy jest cudowny i mimo że w filmie pojawia się kilka razy to potrafi wywołać dreszcze u widza. Sam zabieg z kolorystyką filmu jest też wielokrotnie wykorzystywany, szczególnie jeżeli chodzi o budowanie nastroju, jak i klimatu miejsca, co świetnie widać na ujęciach ukazujących Paryż.
Jest to kolejne dzieło, które pokazuje problemy młodych dorosłych i czasem idzie w banał, a temat zagubienia w obecnym świcie jest mocno nadużywany w kinie, jednak to tutaj działa. Szczególnie dzięki bohaterom, na którym oglądając film zaczyna nam zależeć, a widz w ich różnorodności potrafi odnaleźć siebie i mimo że nie jest to odkrywcze to potrafi wywołać emocje co dla mnie jest kwintesencją kina.
8/10