Film od człowieka, który zrobił „Atomic Blonde”, „Deadpool 2” czy „John’a Wick’a”, no można było się spodziewać co tutaj dostaniemy.


O filmie można powiedzieć, że było rozrywkowy, ba od razu napisałem o nim, że był zbyt rozrywkowy dla mnie, co jest trochę żartem, a trochę na serio. Większość akcji dzieje się w tytułowym pociągu, który jedzie Tokio do Kyoto. I tej Japońskości jest tutaj dużo, ale o tym później. Na start poznajemy głównego bohatera, którego gram Brad Pitt i to nie jedyne znane nazwisko, które tutaj się pojawia, choć reszta znanych aktorów pojawia się w mniej znaczących rolach. Od razu zostaje wmieszany, w której intrygę celem jest kradzież walizki pełnej pieniędzy. Jednak nie jest jedyną osobą, której zależy na tej walizce, ba osób zainteresowanych jest wiele i trzeba przyznać, że to, co film robi dobrze jest zarysowywanie wielu bohaterów.


Mamy braci, którzy są profesjonalistami w tym co robią, ale nic im nie wychodzi, a ich profesja to kradzieże, porwania i morderstwa. Mamy Księcia, który tak naprawdę jest młodą dziewczyną, która jako jedyna daje wrażenie, że wie co robi. Oczywiście jest wspomniany bohater grany przez Brada Pitta dla którego to jest pierwsze zlecenie po przerwie, które miało być łatwe, ale oczywiście wszystko komplikuje się po drodze, co łączy się z jego historią osoby, która się zmieniła i poniekąd zrywa z przeszłością. Poza tym mamy masę bohaterów drugoplanowych i każdy z nich ma swoją historię i powiązania z resztą. Bardzo dobrze spaja to ze sobą historię, bo dzięki kilku prostym faktom mamy wrażenie, że bohaterowie mają jakąś przeszłość, a zażyłości między nimi są prawdziwe. Sam schemat filmu jest dość prosty, walizka, która zmienia właściciela, a Ci którzy chcą ją zdobyć cały czas napotykają przeciwności w drodze do prawdziwego zagrożenie którym jest Biała Śmierć. Czyli szef najgroźniejszej grupy przestępczej w Japonii, który jak można się domyśleć jest powiązany z każdym z nich w jakiś sposób.


Do tej pory wszystko w filmie działa, niestety jest jedna rzecz, która cały czas wybijała mnie z tych pozytywnych wrażeń. Powtórzenia, tak wiem, cała intryga może być skomplikowane, ale ciągłe powtarzanie scen tak, żeby widz na pewno się nie zgubił jest czymś czego nienawidzę w kinie. Dosłownie czułem się jakby reżyser traktował widza jak złotą rybkę która po 15 minutach zapomina co się działo. A kwintesencją tego jest scena w której walizka jest wyjmowana z lodówki, w której moment chowani jej tam jest pokazany tuż przed. Dla kontry przekładem filmu który robi to dobrze jest „Na noże”, w którym jest możliwość zgubienia się w intrydze, ale śledzenie jej jest niebywale satysfakcjonujące dzięki temu, że nie jesteśmy aż tak bardzo prowadzeni za rękę. Potęguje to niestety dość słaby montaż co jest rzadkie w filmach o takim budżecie, ale było kilka momentów gdzie było widać że coś tu nie pasuje.


Jednak dość narzekania, bo to ma być rozrywka i pod tym względem film działa. Wiele scen jest niesamowicie widowiskowych, mamy tutaj dużo walki, która robi wrażenie i im dalej idziemy z akcją staje się jeszcze bardziej widowiskowa. Co akurat dla mnie w pewnym momencie też było wadą, bo bardziej kameralne walki były dla mnie ciekawsze niż też rozdmuchane, ale czuć, że ktoś do tego aspektu się przyłożył. Dużo tutaj też humoru, który momentami potrafi być zaskakująco dobry, czasem przesadzony, czasem oczywisty, ale zdecydowanie ten aspekt film oceniłbym pozytywnie. Co chciałbym powiedzieć o osadzeniu filmu w kulturze Japońskiej, ale niestety bardziej to wygląda jakby ktoś obejrzał kilka programów o Japonii i zrobił coś na podstawie tego.


Niestety znowu narzekam, wiece przejdę do obsady, która jest zaskakująco dobra. Brad Pitt trochę przypomina siebie z „Pewnego razu… w Hollywood”, za co szacunek i jego postać oświeconego gościa od brudnej roboty po terapii naprawdę daje radę. Bracia, w których wcielają się Aaron Taylor-Johnson i Brian Tyree Henry to świetnie przegięty comic relief. Joey King jako książę też jest bardzo dobra, Hiroyuki Sanada jako starzec wygląda jak żywo wyjęty z filmów Kursoway, ba ciężko mi wskazać w tym aspekcie słabe ogniwo, a konduktor to istne aktorskie 10/10.


Czy „Bullet Train” to dobre kino akcji? Tak, ale trzeba bardzo przymknąć oczy na niektóre wady, których jest trochę, acz były momenty, w których można było zatracić się w akcji, a o to chodzi w takim kinie, choć potencjał był na więcej.
5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *