Filmy Netflixa często kojarzą nam się ze średnimi produkcjami, jednak były liczne wyjątki jak „Historia Małżeńska”, „psie Pazury” czy „Roma”. Niestety takiego wyjątku nie doczekały się jeszcze Polskie produkcje na tą platformę i taką zmianą miało być nowe dzieło Leszka Dawida.


Twórca „Jestem Bogiem” od swojego najgłośniejszego dzieła próbował swoich sił w serialach. Najlepiej został przyjęty „Pakt”, po którym niestety dostawaliśmy już tylko gorsze produkcje. Film na podstawie dokonań alpinisty Macieja Berbeka miał być swoistym przełomem. Co pierwsze rzuca się tutaj w oczy to duży budżet produkcji. Sceny w górach robią niesamowite wrażenie. Dużo tutaj spokojnych, przemyślanych kadrów, jednak w otoczeniu ośmiotysięczników wywołują u widza niesamowity respekt. Czy to zamieć śnieżna, czy momenty spokoju, sceny wysokogórskie są zrealizowane z niesamowitym rozmachem, ale też dbałością, o których szczegóły nie powstydziłaby się niejedna wysokobudżetowa zagraniczna produkcja.


To, co w pewnym sensie nie gra to jak historia jest opowiedziana. Film można podzielić na trzy części. Pierwsza część to pierwsze wejście na szczyt, które finalnie okazuje się nieudane. Druga skupia się na okresie przejściowym, gdy bohaterowie wracają do Polski i godzą się z porażką. Trzecia część to powrót na górę po latach. Można to nazwać spoilerem, ale z jednej strony historia jest dość powszechnie znana, a z drugiej film był promowany w taki sposób, że na dobrą sprawę wiemy co wydarzy się od początku do końca. Co nie musi być minusem, jeżeli film potrafi mimo to zbudować emocje wokół dziejących się wydarzeń. Niestety przez pierwszą część filmu poza wspomniana warstwą wizualną nie dostajemy wiele. Sam atak na szczyt jest przedstawiony bardzo surowo, bardzo skupiając się na aspekcie przetrwania, jednak wiedząc jak atak na szczyt się skończy ciężko wczuć się w ta historię i odczuwać większe emocje. Mimo to podczas pierwszego ataku jest kilka scen, które dzięki dobrej realizacji mogą robić wrażenie.


Druga część niestety jest gorsza, bohater dowiaduje się czemu ekspedycja się nie udała i stara się oswajać z prawdą, pociesz go rodzina, przy tym odczuwa ulgę, że rezygnuje on ze wspinaczki. Przyznam szczerze ze jest to taki nijakie jak losowy serial „Na wspólnej” czy „M jak Miłość”, a że część aktorów się powtarza to nawet pasuje. Oczywiście dochodzimy do momentu, gdzie główny bohater jest przekonywany do powrotu i nie zaskoczę, jeżeli powiem, że proces ten jest bardzo prosty. A argumenty przypominają bardziej dzieci proszące mamę o coś, a nie profesjonalnych alpinistów, którzy podejmują decyzje o zagrażającej życiu wyprawie. Po czym wracamy na górę, gdzie… no znowu nie udało się filmowi wzbudzić we mnie większych emocji.


Tak jak chwaliłem warstwę wizualną tak samo film bardzo dobrze potrafi grać dźwiękiem. Nastrój grozy, szczególnie w pierwszej część filmu jest przez to budowany naprawdę dobrze i znowu trzeba przyznać, że nie odstaje od wysokobudżetowych zagranicznych produkcji. Obsada w większości przypadków też staje na wysokości zadania, szczególnie w scenach ekstremalnych, gdzie więcej jest grania głosem.
Przyznam szczerze, że aż trochę szkoda mi tego filmu, szczególnie że realizacyjnie jest dopracowany pod każdym elementem, sceny wysokogórskie są świetnie, jednak myślę, że sama historia mogła być przedstawiona lepiej, a film mógłby wywoływać większe emocje, bo bez nich jest tylko zbiorem ładnych kadrów.


5/10


P.S. [SPOILER] Jeżeli najbardziej emocjonalne sceny działy się podczas zejścia z udanego ataku na szczyt to czemu zaprezentowano to jako tekst po zakończeniu filmu. Rozumiem szacunek do zmarłych, ale pod względem historii i emocji to mogłaby być najciekawsza część filmu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *