Festiwal w Berlinie przyzwyczai nas do dość mocno upolitycznionego kina w ostatnich latach, które nie rzadko podnosi tematy trudne społecznie. Nie inaczej jest w przypadku tegorocznego zwycięzcy, choć w nowym dziele Carla Simón stawia dużo bardziej na tematy rodziny.


„Alcarras” opowiada o dużej Hiszpańskiej rodzinie, dwa małżeństwa będące ze sobą spokrewnione, każde ma kilka dzieci i najstarszy w rodzinie dziadek będący ojcem połówek w obu małżeństwach. Rodzina prowadzi dużą farmę która jest głównym źródłem ich dochodu. W związku ze zmianami w ich życiu oraz na rynku są zmuszeni do ograniczenia swojego standardu życia. Odczuwają to najbardziej najmłodsi w rodzinie co prowadzi do licznych konfliktów międzypokoleniowych. Jednak tylko słowem zarysowania fabuły, bo te relacje rodzinne są tutaj poprowadzone świetnie. Każda z postaci dostaje wystarczająco czasu, żeby przedstawić jej historie, motywacje, cele i pragnienia, daje to pozór, że bohaterowie są czymś więcej niż postaciami na ekranie. A ich zaszłości są prawdziwe, a nie tylko potrzebą scenariuszową. Przy tym Carla Simon pięknie zarysowuje obraz nieporozumień międzypokoleniowych. Świetnie widać to na przykładzie relacji ojca z synem, która opiera się na niespełnionych obietnicach, strachu o przyszłość, ale i trosce i zaangażowaniu.


Jednak niemal równie ważnym elementem jest komentarz społeczny dotyczący sytuacji na Hiszpańskiej wsi. Hurtownie płacące mniej za owoce, nowe technologie, które w oczach rolników stanowią zagrożenia, protesty przeciwko wielkim korporacjom. Problemów wydaje się być masa, a przyczyny ich są o wiele bardziej skomplikowane niż wydaje się bohaterom dramatu. Tutaj niestety mamy dość prostszy schemat, z jednej strony wielkie firmy chcące zarobić na pracy małych rolników. Z drugiej strony rolnicy, którzy harują za grosze, ale też nie są wystarczająco sprytni, żeby to zmienić. Nie mówię, że prostota w tym aspekcie to coś złego, bo te problemy są jak najbardziej właściwe, jednak w tym aspekcie film zbyt łatwo stania wyroki w złożonych sprawach.


W trakcie seansu znalazłem jeden punkt wspólny między tymi elementami. Tak, aspekt społeczny wpływa w dosłowny sposób na standard życia bohaterów co przekłada się na życie rodziny, jednak chodzi tutaj o coś mniej uchwytnego. Cały charakter rodzinnych relacji bardzo przypominał mi „Sieranevadę” Cristi Puiu. Tak jak u Rumuńskiego reżysera mamy tutaj wielopokoleniowa familię, których łączą dziesiątki historii i pokrętnych relacji. A to na „Sieranevadę” mówiło się, że mimo tego, że opisuje historię Rumunów to opowiada o Polakach. Tak też jest w „Alcarràs”, niby odległa nam Hiszpania, a rodzina mogłaby być Polska i nie byłoby w tym nic dziwnego. Natomiast aspekt gospodarczy jest chyba prostszy. Gdzie hurtownie owoców obniżały ceny skupu, że dla rolników było to nierentowne? Gdzie w ramach protestu rolnicy wyrzucali owe owoce na drogi, czy przed siedziby instytucji? Niby Hiszpania, a film jest dla nas niezwykle bliski, a co pewnie w nim unikatowe wiele innych państw pewnie może powiedzieć to samo.


Warto na koniec dodać, że film wygląda bardzo dobrze, dużo tutaj statycznych ujęć, które świetnie współgrają z dość powolnym tempem tego filmu. Ujęcia pół, starych maszyn, czysto teoretycznie nie mam tutaj wizualnych wodotrysków, ale wszystko po prostu działa i jest bardzo spójne.


Przyznam, że było to dla mnie pierwsze zetknięcie z dziełem Carly Simon i na pewno nie ostatnie. Katalońska reżyserka pokazuje świetnie obrazuje Europejską wieś z jej nowoczesnymi problemami, a przy tym serwuje ponadczasową historię o rodzinie.

8/10

One thought on “Alcarràs – Recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *