Hirokazu Koreeda to jeden z moich ulubionych obecnych azjatyckich twórców. „Jak Ojciec i Syn” czy „Nasza Młodsza Sistra” to cudowne wholsome brutalne historie o trudnych relacjach, tak samo, jak jego poprzedni film, za który w końcu dostał nagrodę w Cannes, czyli „Złodziejaszki”. Reżyser o bardzo konkretnym stylu nie zaskakuje i dowozi kolejne takie dzieło.
Tym razem Japoński reżyser opuszcza swój rodzinny kraj i udaje się do Korei, gdzie snuje histoirę która watkowo zahacza o „Jak Ojciec i Syn”. Widzimy tutaj historie bohaterów, którym krzyżują się drogi pod oknem życia. Samotna matka, która zostawia tam dziecko, właściciel pralni i jego pomocnik, którzy je wykradają i policjantki, które są tego świadkiniami. Jest to moment początku akcji filmu i tak z perspektywy matki dopiero później poznajemy jej motywy, jak i inne przemyślenia odnośnie sytuacji. Szybko okazuje się, że wspomniany właściciel pralni to handlarz dziećmi, a policjantki są na jego tropie. Dość nietypowy splot wydarzeń sprawia, że matka i osoby próbujące sprzedać jej dziecko zaczynają działać razem, jednak sama transakcja nie jest tak prosta jak się wydawało.
Tyle o fabule, bo tak jak to często u Kordey sama historia służy jedynie do sprzedania emocji i snuciu rozważań na temat różnych zjawisk. Choć trzeba przyznać, że jak na Koredę film porusza zaskakująco dużo wątków i historii. Co z jednej strony może wydawać się ciekawe, ale też przekombinowane, a to właśnie w tej prostacie jego poprzednich dzieł tkwiła magia.
Mimo to główne zagadnienia są tutaj pięknie poruszone. Sam motyw okna życia jest tu bardzo znaczący, jednak to tylko pretekst do snucia rozważań na temat samotnych matek, dzieci z domów dziecka i wielu pokrewnych tematów. Przy czym jest to poprowadzone w bardzo subtelny i nieoceniający sposób. Tak samo wygląda sam wątek handlu dziećmi, z pozoru prosty do oceny, ba do potępienia proceder zawiera drugie dno, gdy tylko spojrzymy na szerszy kontekst historii. Każda postać jest tutaj zarysowana tak zęby poznać jej obie strony, przez co, nawet gdy dopuszczają się oni takich czynów jak handel ludźmi znamy ich motywacje, przez co jesteśmy w stanie zrozumieć czemu to robią. Ba, film potrafi przedstawić ten proceder jako coś pozytywnego w konkretnych przypadkach. Jednak bardzo ważne podkreślenie konkretności przypadków, bo nie raz potrafi wbić w to bolesną szpilę sprowadzając ten proceder do tego czym jest w pierwszym skojarzeniu, zarabianiu na czyimś życiu.
Wspomniałem, że Koreda wybrał się do Korei i to nie tylko ze względu na piękne kadry, których w filmie nie brakuje, ale i pod względem obsady. Znany z „Parasite” Kang-Ho Song za tą rolę dostał złotą palmę i totalnie się temu nie dziwię. Tutaj też ma świetną rolę wcielająć się chyba w najbardziej niejednoznaczną postać w filmie. Nie znałem za bardzo przed seansem reszty obsady jednak wypada ona tutaj naprawdę dobrze, szczególnie Ji-Eun Lee w roli zagubionej samotnej matki wypada świetnie, a jest to jedna z jej pierwszych tak ważnych ról. Wrócę jeszcze na chwilę do aspektu wizualnego, bo poza tym, że jest pięknie jak to bywa u Koredy, jest spokojnie… tak jak to bywa u Kordey. Dużo mamy tutaj długich scen, ruch kamery jest niemal niewidoczny, mimo piękna i majestatu przyrody, film jest nakręcony bardzo minimalistycznie.
Przyznam, że nie jest to według mnie najlepszy film tego reżysera, jednak pokazujący, że nawet jego trochę słabsze dzieło jest dalej na bardzo wysokim poziomie. Czasem wydaje się ze rzuca się na zbyt wiele tematów na raz, jednak nie można mu odmówć wyważenia w tym jak opowiada o trudnych tematach, jak nie ocenia postaci i tego ciepła, jakie bije z ekranu.
7/10