Nicolas Winding Refn wraca, twórca niezapomnianego „Drive” po kilku słabszych produkcjach we współpracy z Netflixem tworzy serial, który zabiera nas w jego rodzinne strony.


Ciężko na dobrą sprawę opisać, o czym jest ten serial. Główna bohaterka Miu to definicja introwertyczki, a zarazem nowej osoby w mieście, która zostaje wciągnięta przez Bałkańskie towarzystwo. Jeżeli powiemy, że towarzystwo jest szemrane, to jakbyśmy nic nie powiedzieli. Sama trafia do agencji modelek, która tak naprawdę jest domem publicznym. Co z jednej strony serial ukazuje bardzo dosłownie dla widza, ale buduje też sztukę pozorów, dzięki którym osoby z zewnątrz uważają, że jest to agencja modelek. I bez wchodzenia w spoilery tyle można napisać o fabule, a może nie ze strachu na spoilery, tylko na dziwność tej produkcji myślę, że zjawienie tego jest wystarczające. Dodam, że potem pojawiają się ludzie – świnie, jest dużo niepotrzebnej brutalności i takie inne klasyki Refna.


I trzeba przysnać, że ten początek intryguje, sam motyw śledzenia poczynań Bałkańskiego gangu w Kopenhadze zdaje się ciekawy. Nasz bohaterka przypomina głównego bohatera z filmu „Drive”, do czasu. Jej introwertyczność i tajemniczość jest popchnięta do poziomu do przesady przegiętego przez co to co z początku intrygowało potem zaczyna nużyć i niestety w tym serialu takich elementów jest więcej. Do reszty postaci miałem podobne odczucia, osoby z początku intrygujące, jednak z czasem ich los mnie nie obchodził i na dobrą sprawę z nikim nie udało mi się zbudować żadnej więzi emocjonalnej. Jedynie postać Miroslava, grana przez świetnego Zlatko Buricia pozostaje na dłużej w pamięci.


Filmy  NWRa zawsze stały pięknymi zdjęciami, szczególnie „Drive” wyróżniał się ciekawym stylem łączącym mrok i światłami miasta. Nie inaczej jest tym razem, od pierwszego odcinka bombarduje nas mrok, połączony z neonami czy pobłyskującymi jarzeniówkami. Szczególnie widać to w scenach we wnętrzach, gdzie potrafi świetnie grać światłem, jednak sceny na zewnątrz są równie świetne… do czasu. To, co zachwyca w pierwszym odcinku, w ostatnich zaczyna po ludzku męczyć i nużyć. Fakt konsekwentność stylu jest bardzo ważna, jednak śmie zapytać, ile można pokazywać te neony i jarzeniówki. Styl wizualny tego serialu jest tak agresywny, że pomimo całego jego piękna w późniejszych etapie serialu bywa trudne do przełknięcia. Mimo wszystko nie jest to półtorej/dwugodzinny film, a około pięciogodzinny serial.


Wcześniej wspomniałem o niepotrzebnej brutalności i tą kartą Refna gra bardzo odważnie, momentami przesadnie nawet, ale widać, że jest to bardzo przemyślane. Balansuje tu świetnie na granicy przerażenia i niesmaku, brutalności, a okrucieństwa. Sama brutalność jest pokazywana zarówno wprost, jak i metaforycznie, co w tym drugim przypadku jest tak jak większość elementów serialu, intrygujące, ale w dłuższej mierze nużące. Choć trzeba przyznać ze pod względem choreografii niektóre sceny walki bywają świetne, a niektóre zamierzenie (najprawdopodobniej) komiczne, ale to chyba najbardziej zapadający w pamięć element serialu.


Najnowszy serial Nicolasa Refna wygląda trochę jakby nakarmić sztuczną inteligencję jego filmami i kazać jej zrobić coś podobnego. Mamy wszystkie najważniejsze elementy jego produkcji, ale mimo to serial nie przykuł mojej uwagi. Po początkowej ekscytacji szybko weszło znużenie, które zostało do końca. Mimo wszystko wolałbym obejrzeć produkcje NWRa w krótszej i spójnej filmowej formie.

4/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *