Damien Chazelle to jest twórca wybitny, może duże słowa na start, ale ten niespełna czterdziestolatek zrobił trzy duże filmy, które osiągnęły sukces, mimo że były totalnie różne od siebie, a dla mnie każdy z nich zasługiwał na ocenę 9/10.


Jednak przy jego najnowszym dziele nie było tak kolorowo. Premiera w Ameryce nie przysporzyła kolejnej fali zachwytu nad filmem. Można nawet powiedzieć, że spotkał się on z dość mieszanym odbiorem. Faktem, który też mógł zrazić jest jego długość, bo ponad trzy godzinne superprodukcje to nie jest częsta rzecz, choć wiadomo ze taki Avatar otarł się o tą granicę. Dlatego może też film nie zdobył wielkiego rozgłosu i porównując do „Duchów Inisherin” filmem było dużo mniejsze zainteresowanie. I nie ujmując nic Martinowi McDonagh’owi czy Colinowi Farrelowi to nazwisko Challezea, Brada Pitta czy Margott Robie są dużo bardziej rozpoznawalne.


Jednak po kolei, czy i o czym jest „Babilon”. W skrócie jest to opowieść o złotej erze Hollywood. Na start filmu trafiamy do willi na pustkowiach, gdzie odbywa się impreza, poznajmy tam jednego z kelnerów Meksykanin Manny’ego, który pomaga granej przez Margott Robbie, Nellie dostać się na imprezę. Ależ to jaką imprezę, setki ludzi, gwiazdy i osobistości, litry alkoholu, kilogramy narkotyków i słoń. Tam w pewnym zbiegu okoliczności zostaje zauważone przez producenta filmowego, który daje jej rolę. A wspomniany wcześniej Manny po imprezie odwozi granego przez Brada Pitta, Jacka do domu. Ten jest jedną z największych gwiazd kina w tym czasie i go zatrudnia Meksykanina.


Przez następne niemal trzy godziny film kręci się w okuł wspomnianej trójki. Można powiedzieć, że dostajemy trzy osobne historie, jednak przeplatają się one bardzo często, przez co mamy silne poczucie spójności. Każda jest też inna pod względem dynamiki czy kierunku. Manny porusza się drogą powolnego, acz skutecznego american dream, od pucybuta do bogacza. Jack spada w drugą stronę, od gwiazdy do aktora wypalonego, który nie pasuje do ciągle rozwijającego się przemysłu filmowego. Oraz Nellie która szybko wdrapuje się na szczyt i boleśnie i powolnie z niego upada. Każdą z tych dróg łączy jedno, rozwój kina. Film rozgrywa się w momencie rewolucji, gdy pojawiają się pierwsze filmy dźwiękowe i zmienia to kino o 180 stopni. A „Babilon” ukazuje jak ludzie i wielki firmy tracą, a inni zyskują na tych zmianach. Dlatego jest to film, który jest jednocześnie laurką dla tamtej epoki, laurkom, którą oddaje magię kina i to, co wielu w tą branże wciąga. Jednocześnie pokazuje jak branża ta jest niesprawiedliwa i krytykuje nostalgie za tymi „złotymi czasami”, które wcale takie złote nie były.


Obsada tego filmu jest kolejnym bardzo szczególnym aspektem. Brad Pitt, który przypomina swoją postać z „Dawno Temu W Hollyood” tylko jeszcze bardziej przerysowaną, ale i głębszą dramatycznie dostarcza jednocześnie masę komedii, jak i przemyśleń. To samo Margot Robbie, w roli osoby z zewnątrz która podbija Hollywood, opierając swój humor na odmienności od otoczenia. W ramach kontry wcielający się w Manny’ego Diego Calvan ma rolę najbardziej naturalistyczną i przyziwmną, a przy tym ciekawą. Nie brakuje masy ciekawych postaci drugo/trzecio-planowych, niesamowicie przerysowany Tobey Maguire czy Li Jun Li. To te postacie często wnoszą absurdalny humor, ale i potrafią być pogłębione.


„Babilon” to widowisko, wielkie widowisko, sam czas trwania filmu to niemal 200 minut, a to tylko początek. Film jest zrealizowany z wielkim rozmachem, wiele tutaj scen monumentalnych. Sama początkowa impreza w Willi to potwierdza, a takich scen jest tutaj więcej. Ponadto w filmie nie brakuje kadrów na duże połacie terenu, czy sceny z planów filmowych, na których są setki osób, a nie raz takie sceny ukazują kręcenie kilku filmów jednocześnie.


Mimo że mamy początek roku to nowy film Damiena Chazelle jest mocnym kandydatem w kategorii największe widowisko roku. Oczywiście nie jest pozbawiony wad, potrafi zmęczyć, a i nie jest to najgłębsze kino. Jednak mieszanka porządnej historii, ciekawych bohaterów, masy humoru i ogólnej widowiskowości dzieła sprawia, że film płynie, że nie widzimy tych 189 minut i nie możemy oderwać się od tego dzieła.


8/10

One thought on “Babilon – Recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *