Rok 1914, Zakopane I scenariusz niczym z „Kac Vegas”, tylko morderstwo, Lenin i Polscy artyści. Już w pierwszym zdaniu czuje przesyt, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jednak w tym szaleństwie może być metoda, film zbiera opinie mieszane z przewagą tych pozytywnych, a sale kinowe są pełne. Może potrzebowaliśmy w naszym kinie czegoś jednocześnie absurdalnie przegiętego i rodzimego, bo ten film w dziwny sposób spełnia te oba kryteria. Początek filmu to motyw wyjęty z „Kac Vegas”. Ciężki poranek, po ciężkiej imprezie, gdzie po kolei poznajemy czwórkę głównych bohaterów, Tadeusz Żeleński (Tomasz Kot), Stanisław Witkiewicz „Witkacy” (Marcin Dorciński), Joseph Conrad (Andrzej Seweryn) i Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski). Czyli jak widać nazwiska znane, szczególnie dla miłośników okresu historii międzywojennej. Pierwszy z nich musi wrócić do pracy w szpitalu i w poszukiwaniu płaszcza znajduje trupa. Zaczynają się próby przypomnienia wydarzeń, jednak nie pomaga fakt, że zażyli oni substancje psychoaktywną, która tą pamięć całkowicie wymazała.
Bohaterowie rozdzielają się i zaczynają śledztwo, kim jest ów denat, jednak dowiadują się, że to Tadeusz nie żyje według opinii publicznej, więc upodabnia się on do nieżyjącego, żeby poznać jego tożsamość. Poznają oni masę bohaterów, z których większość to postacie historyczne ukazane w bardzo absurdalne sposób. Gdy wszystko zaczyna się wyjaśniać film zamienia się w walkę pomiędzy.. Leninem, a Piłsudskim przy pomocy naszej czwórki bohaterów. Z jednej strony planowana zasadzka, z drugiej kontra zasadzka w kulminacyjnym momencie wchodzimy na szczyty absurdu, jednak żeby nie zdradzać za wiele to warto cos dodać o postaciach, choć mniej absurdalnie nie będzie. Wszyscy są niesamowicie przerysowani, co szczególnie widać na przykładzie Piłsudskiego i Lenina, ba samo pisanie o tym wydaje mi się absurdalne. Jednak potrafi rozbawić, fakt, czasem przekraczana jest granica cringe’u, czasem żarty są po prostu głupie, jednak trzeba przyznać, że humor często trafia, mimo albo dzięki swojej absurdalności.
Oczywiście zasługa tutaj obsady, czworo głównych bohaterów cudownie gra na kontrze. Najbardziej chaotyczny i wprost komediowy Marcin Dorociński w każdej scenie potrafi skupić na sobie uwagę. W kontrze kapitalny Andrzej Seweryn w roli starszego stonowanego Pana, który nie raz potrafi zaskoczyć, czy to trafnym tekstem, czy przytykiem. Pomiędzy nimi jest gdzieś Tomasz Kot, którego postać jest najgłębsza w dramatyczny sensie, jednak też ma niesamowity potencjał komediowy. I trochę odstający Wojciech Mecwaldowski, który jest takim, trochę wycofanym fajtłapą.
Poza tym, że film jest komedią z elementami kina detektywistycznego to próbuje snuć komentarz polityczny. Oczywiście jak to bywa w takich filmach, taki pasujący do czasów, w jakich jest rozgrywany, ale da się go przełożć na obecną sytuację. I oczywiście jakbym się z nim nie zgadzał to powoduje to straszne uproszczenie do granic możliwości.
Co trzeba oddać filmowi to ze świetnie oddaje klimat miejsca i czasu. 1914 rok, Polski jeszcze nie ma na mapie, a Zakopane to małe miasteczko, ponad sto lat później ciężko sobie to wyobrazić, a jednak zrealizowane jest to świetnie. Sam wygląd miejsca jest bardzo ciekawy, a film bardzo dba o detale, czy to w architekturze, technice czy strojach z epoki.
Czy więc na filmie „Niebezpieczni Dżentelmeni” można się dobrze bawić? Zdecydowanie tak, trzeba bardzo wyłączyć analizowanie i dać się ponieść absurdowi tego filmu, który sam w sobie nie jest dobrym dziełem. Jednak ma dobre i ciekawe elementy jak obsada czy duża część humoru.
5/10