Polskie kino historyczne to jeden z najbardziej zardzewiałych gatunków filmowych na świecie. Zdarzają się wyjątki jak „Miasto 44”, które w mojej opinii raczej wypadł średnio, ale przynajmniej podjął próbę, tak samo, jak teraz podjął ją „Filip”.
Michał Kwieciński, który jest reżyserem tego dzieła ma wiele sukcesów jako producent filmowy, szczególnie „Jak Pies z Kotem” uważam za bardzo udany film, jednak w roli reżysera nie jest już tak ciekawie. Można powiedzieć, że jest to przełomowy film dla niego. Który opowiada historię tytułowego Filipa. Chłopaka poznajemy podczas wojny w Warszawskim getcie, jest żydem polskiego pochodzenia, który występuje ze swoją narzeczoną jako tancerz. Podczas występu dla żydowskiej publiki zostają zmasakrowani przez nazistów. Podczas ataku ginie jego najbliższa rodzina, jednak on sam przetrwał ten atak, a główna część akcji filmu toczy się kilka lat później terenie Niemiec pod koniec wojny. Nasz bohater zostaje kelnerem w prestiżowym hotelu, a jego celem jest uwodzenie i pozostawianie Niemek, co traktuje jako rodzaj zemsty na narodzie niemieckim. Oczywiście jest to nielegalne, bo Niemcy bardzo pilnują „czystości krwi”, jednak nie przeszkadza to Filipowi, który cały czas działa na granicy wykrycia.
Głównym motywem filmu jest życie członków narodów podbitych przez trzecią rzeszę w Frankfurcie. Poznajemy znajomych z pracy Filipa, którzy tak jak próbują przetrwać w zastałej sytuacji i nie zwariować. Widzimy tutaj wiele portretów psychologicznych bohaterów, z których najciekawszy jest oczywiście Filip, jednak mamy też inne warte uwagi postacie. Jedną z nich jest Staszek, grany przez Roberta Więckiewicza Polak na emigracji, który załatwił Filipowi fałszywą tożsamość jak i dziesiątką innych Polaków czym ich uratował. Jednak dorobił się on na wojnie, co ewidentnie odbiło się na jego sumieniu i z czym nie może sobie poradzić, a Filip wydaje się jego jedynym przyjacielem. Sam główny bohater też jest ciekawie sportretowany, jako osoba która straciła wszystko i na niczym jej nie zależy poza zemstą do momentu, gdy poznaje Lisę. Młodą Niemkę z dobrego domu, którą klasycznie chce w sobie rozkochać i porzucić, jednak sam zaczyna coś do niej czuć. Motyw dość klasyczny, ale dobrze poprowadzony, a między bohaterami czuć chemię. Zarówno Eryk Kulm jr , jak i Caroline Hartig są bardzo przekonywający w swoich rolach. Wracając do głównego bohatera jego przemiana jest przeprowadzona dość klasycznie, jednak widać, że do końca filmu w nim niepewność, co potrafi utrzymać uwagę i niepewność w widzu.
Film promowany jest hasłami, że w końcu dostaliśmy produkcję wojenną na miarę zachodniego kina, co oczywiście trochę przypomina sytuację ze wspomnianym „miastem 44”. I generalnie film ma wiele podobnych elementów do niego i tak jak w warstwie wizualnej jest bardzo spójny, jest efektowny, aż czasem do przesady. Mamy sceny, które wydają się nic nie wnosić, a wyglądać jak zrobione pod zwiastun, gdzie będą robić wrażenie. Z drugiej strony mamy też sceny na przykład treningów Filipa, które wyglądają jak żywo wyjęte z filmów Leos Carax’a, o których złośliwi powiedzieliby, że są sztuką dla sztuki. Co dla mnie nie stanowi problemu, jednak w połączeniu z niewiele wnoszącymi efektownym scenami film w swojej pogoni za „zagranicznym wyglądem” bywa tandetny.
Jednak mimo wszystko jest to dobrze zrealizowane kino wojenne, które czasem jest efekciarskie, trochę banalne, jednak ciekawie zbudowane postacie sprawiają, że potrafi on zaangażować widza i utrzymać jego uwagę do samego końca.
6/10