Jeszcze kilka dni temu wychodząc z seansu „Pokolenia Ikei” myślałem, że polskie kino już mnie niczym nie zaskoczy, a tutaj jednak film o karierze raperce zaskoczył, ale nie w tym pozytywnym sensie.
Film opowiada historię młodej dziewczyny, Zadry, która wraz z matką I młodszym bratem mieszka w Warszawie i próbuje zaistnieć jako raperka. Jednak mimo swoich umiejętności, które są co chwilę chwalone przez jej bliskich, nie może ona zdobyć większej popularności. Wrzuca ona do sieci swoje nowe utwory, jednak zdobywają one bardzo małe wyświetlenia, za co obwinia fakt, że mężczyźni w rapie mają łatwiej. Czego przykładem jest raper Motyl, który według niej ma bardzo słabe teksty. Pojawia się on jednak gościnnie na koncercie, na który nasza główna bohaterka udała się ze znajomymi. Podczas koncertu raper zaprasza ją na scenę, gdzie pokazuje się z dobrej strony, czego pod wrażeniem jest Motyl, który oferuje jej role jego hypemanki podczas trasy koncertowej, ta początkowo odmawia. Jednak po tym, jak została zwolniona z pracy niszczy samochód swojego szefa przez co popada w długi i jedynym ratunkiem jest przyjęcie propozycji motyla, z którym rusza w trasę.
Tyle o fabule, bo to typowa historia z nizin na szczyt z upadkiem po drodze I finałową drogą po odkupienie. Jednak na coś takiego można by przymknąć oko jakby to było dobrze zrealizowane, jednak w tym filmie niewiele rzeczy pasuje do słowa dobrze. Zacznijmy od postaci głównej bohaterki, do której nie da się czuć jakiejkolwiek sympatii. Zaczyna się od ciągłego zawalania swoich obowiązków na czym cierpi jej rodzina, no zdarza się. Potem sytuacja ze zwolnieniem, gdzie ewidentnie zostaje zwolniona ze swojej winy, a widz dziwi się czemu tak późno. To ta późniejsza zemsta na szefie I niszczenie jego auta jest szczeniackim i bezsensownym zachowaniem. Czy późniejsze zdradzenie przyjaciółki I chłopaka sprawiają że nawet jej końcowa droga po odkupienie jest bezemocjonalna, bo ciężko wspierać taką postać.
Jednak to nie jest największy problem tego filmu, są nim słowa słowa. Ja naprawdę nie wiem, czy gorsze są teksty piosenek napisanych pod ten film, czy dialogów. Jeszcze to pierwsze można bronić, że jest to sztuka i każdy może to inaczej interpretować. Jednak te dialogi to wyższy poziom żenady, w której czuć niesamowitą sztuczność i niezrozumienie grupy, dla której się je napisało. To coś, a’la piosenki dla nastolatków pisane przez pięćdziesięcioletnich tekściarzy, poza tym po prostu ludzie tak nie rozmawiają. To, co w scenariuszu to jedno, sposób, w jaki dialogi są dostarczone jest fatalny. Między każdą wypowiedzią bohaterów jest krępująca długo przerwa. Czyżby to był sposób na wydłużenie tej I tak stosunkowo krótkiej, bo siedemdziesięcio pięcio minutowej produkcji? Tego nie wiem, jednak dziwnie słucha się dialogów z taki długimi przerwami przed wypowiedziami.
W kwestii obsady mamy jedno pozytywne zaskoczenie. Margaret, dla której jest to drugi występ na dużym ekranie sprawdza się w swojej roli naprawdę dobrze i widać dużo luzu w jej poczynaniach aktorskich. Z pozytywów obsady mamy jeszcze Jakuba Gierszała który fakt jest dość bieda odwzorowaniem White’a 2115 sprzed kilku lat, jednak jest bardzo przekonywający w tej roli. Magdalena Wieczorek w głównej roli wypada dość nijako i chyba jest kolejnym elementem budowania niechęci do tytułowej postaci. Jest jeszcze najbardziej znana członkini obsady, czyli Magdalena Różczka, która w tym filmie jest mistrzynią w krępujących dialogach.
”Zadra” to idealny przykład filmu, który próbuje być super wyluzowany i dla młodych, a wychodzi niezwykle sztywno, a dialogi brzmiące jakby je napisała sztuczna inteligencja tylko potęgują problem.
3/10