Seria filmów z Keanu Reevesem to dziwny ewenement, w którym każda część wydaje się zyskiwać na jakości. Jakby twórcy poznali co jest ich mocnymi stronami i na nich się skupili i już na starcie powiem, że nie inaczej jest tym razem.
Co pierwsze rzuca się w oczy w tej części to długość filmu, trwa on niemal trzy godziny co jest ewenementem jak na kino akcji. Jednak już zwiastuny wskazywały, że jest na co czekać. Film prezentował się świetnie pod względem wizualnym i efektowności. I właśnie od tego zacznę, bo tak jest przez całą długość tego dzieła. Film po prostu wygląda cudownie. Od razu miałem skojarzenie z nowym „Blade Runnerem” oraz twórczością Nicolasa Windinga Refna. Złośliwi powiedzieliby, że mamy tutaj tylko neony i światła, w których się one odbijają, co jest po części prawdą, bo to jest najbardziej charakterystyczny element. Jednak to nie jest wszystko, bo film w całości jest niezwykle kunsztownie oświetlony oraz kadrowany. Dodając do tego wiele świetnych lokacji jak ogromne Berlinskie kluby czy Paryż nocą robi to wizualne piorunujące wrażenie. Do tego możemy dodać świetną muzykę i ścieżkę dźwiękową czego kwinetsencją jest Paryska sekwencja zmontowaną pod kilka utworów muzycznych z „Paint it Black” na czele.
Filmy o Johnie stoją głównie akcją i tą tutaj doprowadzili do niesamowitego poziomu. Walki są bardzo różnorodne, kreatywne, a dodając do tego fakt, że są pięknie nagrane tworzy to świetną mieszankę. Oczywiście jak to w tego typu filmach, głowni bohaterowie są niemal nieśmiertelnie, a mięso armatnie, którego są tłumy są tylko powodem do efektownych zabójstw. Jednak to wszystko jest tak efektowne, a w swój dziwny sposób spójne, że oglądanie tego sprawia masę radości. Czy to sekwencja w Japonii skupiona bardziej na walce na miecze, czy ta Berlińska z dużą ilością walki na pięści. Czy paryski finał z łączeniem strzelaniny i pościgu działają, bo pomimo rozmiarów i efektowności mają niezwykłą dbałość o detal.
Nie napisałem o czym jest sam film, ale powiedzmy sobie szczerze, fabuła w „Wicku” jest tylko pretekstem dla akcji. Czy to źle? Oczywiście, że nie, bo sama akcja jest na tyle angażująca, że można to wybaczyć, a mimo to sama historia nie jest głupia. Fakt, są to proste i dość klasyczne motywy, jednak dobrze przedstawione, przez co możemy zrozumieć bohaterów i to ze wszystko, co się dzieje ma sens, a sami bohaterowie, mimo że nie jakoś bardzo rozbudowani to potrafią zaintrygować. Szczególnie te drugoplanowe, które są często bardzo ekscentryczne, ale wprowadzają dużo świeżości do serii. Tak samo wątki poboczne, jak te menadżerów hoteli Continental ciekawie budują świat przedstawiony, który chyba mógłby sobie poradzić bez tytułowej postaci. I mimo całego szacunku do Keanu Reevesa to czuć, że przydałaby mu się już powoli emerytura od tej postaci.
Nowy „John Wick” to niezwykły ewenement filmu o ogromnym budżecie, bardzo efektownym, który już w weekend premiery rozbił bank box office’u, który czerpie dużo z kina artystycznego, szczególnie pod względem wizualnym i to naprawdę działa. Te trzy godziny akcji to może być przesada, jednak śledzi się ją tak dobrze, że mijają one niezwykle szybko, a film to niemal definicja dobrze zrealizowanej czystej rozrywki.
8/10