Egzorcysta Papieża – Recenzja

Russell Crowe raczej nie jest kojarzony z produkcjami horrorowymi, a jednak to jego twarzą promowany jest ten film oraz to on wciela się w tytułowego egzorcystę.


Od startu nie będę dawał złudzeń ze to jest dobre kino. Sam tytuł jest już mylący, bo udział papieża w samym dziele jest marginalny. Tak, jest to stanowisko, które miał tytułowy bohater, ale jest to rzecz, która miała urealnić film, na którego końcu mamy napisane, że nasz egzorcysta to była prawdziwa postać. Co jest trochę śmieszne, bo film w trakcie nie sili się na realizm, ale na koniec stara się sprzedać prawdziwą postać. Co trochę moralnie dziwne, gdy w filmie odrzucane są propozycje postępu w kościele, który w XXI wieku posiada funkcje głównego egzorcysty. I fakt, padają tutaj takie kwestie jak to, że większość przypadków, do których wzywany jest egzorcysta nadaje się do specjalistycznej pomocy psychiatrycznej. Co jak najbardziej jest w porządku, jednak całościowy wydźwięk tego filmu daje wrażenie bronienia przestarzałych zasad kościelnych. Ba, broniony jest kościół, gdy całe zło, jakie wyrządzone zostało ludziom przez inkwizycje, tak naprawdę było wynikiem opętania przez diabła…


Dobrze, jednak trochę o fabule, choć to jest banał jakich wiele w tego typu produkcjach. Poznajemy rodzinkę, która przeprowadza się, żeby wyremontować stare opactwo. Matkę i dwójkę dzieci, z czego syn jest bardzo wycofany z powodu tragedii, jaka wydarzyła się rok wcześniej, gdy był on świadkiem śmierci ojca. Wspomniane opactwo to ich ostatnia deska ratunku na zarobek, jednak podczas odnowy, ekipa remontowa trafia na łatwopalny gaz, przez co przerywają prace. W tym samym momencie naruszone zostało pomieszczenie w podziemiach i zły demon opętuje chłopca. Matka próbuje szukać pomocy medycznej, jednak bezskutecznie i w tym miejscu pojawia się tytułowy egzorcysta papieża. Okazuje się, że demon wybrał sobie jego za cel i chciał przyciągnąć właśnie jego uwagę. Jak to w tego typu filmach okazuje się, że jest najpotężniejszym z potężnych i tylko on może go pokonać.


No i tyle można powiedzieć o fabule, bo potem to już standardowe dyrdymały, najpierw poszukiwanie imienia i badanie pochodzenia demona, potem walka z nim, oczywiście niejedna. I trzeba przyznać, że jest to zrobione niezwykle odtwórczo i leniwie. Już sama intryga, jaka stoi za pojawieniem się demona oraz jego historia jest dosyć nijaka, a przy tym uderza we wspominane wątki inkwizycyjne, w dość dziwny sposób. Tak późniejsze egzorcyzmy są już przykładem klisz gatunkowych, które nie wywołują emocji, a bardziej są denerwującym czynnikiem koniecznym, który popycha film do końca. Jednak nie możemy zapomnieć, że jest to horror, wiec jest strasznie? No niezupełnie, jest kilka potencjalnie strasznych momentów, ale oczywiście są to jump scare’y, klimat, może poza „finałową” lokacją jest zerowy. Czasem film jest nawet bardziej zabawny niż straszny, choć też komedia w nim przedstawiona to tylko element tła, co akurat mogłoby pomóc, bo sam film wypada nadęcie i nudno, a mogła z tego wyjść ciekawa, samoświadoma produkcja.


Egzorcysta Papieża to jeden z najbardziej nijakich filmów, jakie widziałem ostatnio, banał goni banał, a film to tak naprawdę zbiór klisz gatunkowych ze średnim klimatem i jadącym na autopilocie aktorskim Russellu Crowe.


4/10

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *