Od mocnego zakończenia zeszłego roku Netflix ma dość słaby okres, jeżeli chodzi o oryginalne produkcje. Jednak mocne spojrzenie w stronę Azji dało nam kilka ciekawych premier w ciągu ostatnich dni, a zaczynamy od Tajlandzkich „Głodnych”.
Film na start zabiera nas na uroczyste przyjęcie gdzie znzny szef kuchni serwuje w ekstrawagancki sposób homara. Żeby za sekundę przenieść nas do podrzędnej knajpki street foodowej, gdzie serwowane są bardziej przyziemne lokalne dania. I ten dualizm będzie jednym z głównych motorów napędowych całego filmu, a w zasadzie próba przejścia z jednego miejsca w drugie. Bo taką właśnie próbę podejmuję główna bohaterka Aoy, pracująca we wspomnianej street foodowej knajpce dostaje szanse pracy u sławnego szefa kuchni. Na początku wacha się jednak podejmuje próbę zmiany otoczenia, a nawet wygrywa pojedynek z absolwentem elitarnej szkoły gastronomicznej. Jednak jak można się domyśleć ta prestiżowa praca przypomina drogę przez mękę. Jest to zasługa wspomnianego szefa kuchni Paula, który jest ekstrawaganckim tyranem, który nie zważa na swoich pracowników, a jedyne, o co zabiega to pozostanie na szczycie. Jak można się domyśleć w pewnym momencie pojawia się konflikt, ale i rywalizacja między tą dwójką, jednak nie chcę za dużo zdradzać z historii.
Oglądając ten film miałem bardzo dużo skojarzeń z zeszłorocznym „Menu”, oczywiście w tamtym filmie mieliśmy ukazaną akcję z perspektywy gościa restauracji, a tutaj można powiedzieć od środka. Jednak mamy wiele elementów wspólnych, zarówno tu, jak i tu szef kuchni jest jednostką wybitną w swoim fachu, podziwianą przez wielu, jednak też niezwykle ekscentryczną, aż można byłoby powiedzieć niebezpieczną. Tak samo, skupienie się na jedzeniu w obu filmach zrealizowane też jest bardzo podobnie. Jest to dość oczywiste, że fine dinning prezentuje się dobrze zarówno na zdjęciach, jak i w filmie, jednak w obu tych przypadkach jedzenie pokazywane jest niczym sztuka. I to nie tylko gotowe dania, ale także sam sposób przygotowania, jak i podania ich jest niesamowicie zrealizowany.
Jednak co odróżnia „Głodnych”, a nawet bym powiedział, że sprawia ze jest lepszym filmem niż „Menu” to swoista autentyczność osadzenia filmu w tym dualizmie między ulicą a wystawnym jedzeniem. Czuć, że nie jest to tylko element scenariuszowy, który został dodany na siłę, a realny kwestia, która wpływa na motywacje bohaterów. Widać to szczególnie w przypadku głównej bohaterki, która mimo dużego awansu, jakim było dla niej dostanie się pod skrzydła szefa Paula dalej pozostaje bliżej punktu z którego startowała. Sam dualizm ma też kontekst ekonomiczny, gdzie ukazane są różnice klasowe, ale też to jak trudno jest zmienić swój status majątkowy.
Film technicznie potrafi robić wrażenie, czy to wspomniane sceny ukazywania jedzenia, czy jego przygotowania łączą w sobie niezwykłą elegancję i kunsztowność z ogromnym rozmachem. Wielka tutaj zasługa świetnej pracy kamery, jak i bardzo agresywnego montażu, który nie raz ociera się o przesadę, jednak nigdy jej nie przekracza. A przy tym film świetnie potrafi grać dźwiękami i ciszą, co bardzo dobrze współgra z tym, co widzimy na ekranie.
„Głodni” to ciekawy przykład filmu, który z jednej strony jest wciągający, efektowny i bardzo angażuje w powiedzmy warstwie rozrywkowej, a z drugiej potrafi ukazać problemy społeczne. Także jest to naprawdę dualistyczne kino na kilku poziomach, które świetnie się w tym sprawdza.
7/10