Zeszłoroczny festiwal w Wenecji miał bardzo dużo kandydatów do wygrania Złotego Lwa. Martin McDonagh, Noah Baumbach, czy Luca Guadagino to tylko kilka nazwisk z bogatej listy nominacji. Niespodziewanie wygrywa film od Laury Poitras i to film dokumentalny.
Decyzja, żeby przyznać tę nagrodę filmowi o Nan Goldwin zaszokowała wielu, jednak z dzisiejszej perspektywy dziwi coraz mniej. Zdecydowanie działa na korzyść jej temat, który jest niebywale ważny, a przy tym ciekawy. Jej walka z korporacją farmaceutyczną, która uzależniała od swojego leku masę osób, co skutkowało w wielu przypadkach śmiercią to niemal gotowy materiał na film. Jednak nie jest to jedyny temat filmu, bo ten podzielony na sześć rozdziałów film dokumentalny jednocześnie opowiada dwie historie. Pierwsza z nich to sama historia życia Nan Goldwin, od jej młodości do pamiętnej epidemii AIDS, która pochłonęła wiele jej bliskich osób. Równocześnie ukazuje jej walkę z rodziną Slackerów, która swoi za lekiem, który spowodował falę uzależnień od opioidów. Widać ze sam ten fakt w dwóch historiach bardzo do siebie pasuje, jednak to nie jedyny element łączący te dwie historie.
Mimo wszystko z góry przyznam, że to historia życia Nan jest w mojej opinii ciekawsza, jednak może to fakt, że dostaje ona więcej czasu. Jednak to fakt jak dobrze współgrają razem jest motywem napędowym tego filmu. Obie przy tym są niezwykle mocne, bo trzeba to też otwarcie przyznać, że życie Nan Goldwin nigdy nie oszczędzało. Od ciężkiego wychowania, które skończyło się na samobójstwie jej siostry, po falę AIDS w której zginęła masa jej bliskich osób, co zdecydowanie odbiło na niej piętno i wpłynęło jak walczyła z korporacją farmakologiczną. Walka, która ukazana jest w formie reportażowej, jednak potrafi bardzo zaangażować, gdy widzimy skalę, na jaką jest prowadzona i ciągle się rozrasta. Co ciekawe są to wydarzenia bardzo świeże, które wydarzyły się w ciągu ostatnich lat.
Oczywiście sukces filmu zawdzięczamy tutaj głównie Nan Goldwin, która jest niezwykle ciekawą postacią. Bardzo nie jednowymiarową, ze złożoną historią i czynami, które można byłoby różnie interpretować. Jednak także dużą otwartością i dystansem do siebie, przez co często w wydarzeniach, które mogły być odebrane dołująco odnajdujemy humor. Sama bohaterka dodaje jak nauczyła się bronić humorem i to widać. Przy tym wielką siłą filmu jest normalizacja, zachowań, czy sytuacji, które są niesłusznie społecznie napiętnowane, a otwartość bohaterki w opowiadaniu o nich sprawia, że możemy się z nimi utożsamić i poczuć np. to, co osoba uzależniona od opioidów, tak jak Nan Goldwin w pewnym momencie była.
Formalnie jest to dość typowy dokument, jednak trzeba przyznać, że niebywale kunsztownie łączy materiały archiwalne, zdjęcia Nan oraz nagrane na jego potrzeby materiały. Wszystko to stanowi spójną całość, co bardzo pomaga w podwójnej narracji, a przy tym sprawia, że film po prostu dobrze się ogląda, mimo że ukazuje niezwykle brutalne historie. Szczególnie końcówka, gdzie słuchamy historie rodzin osób, które odeszły przez uzależnienie od opioidów jest niebywale poruszające.
„Całe to piękno i krew” to niezwykle poruszające dzieło, które przybliża bardzo ciekawą postać, ale i ukazuje niezwykle ważne, ale i bliskie nam czasowo wydarzenia, które miały realny wpływ na otaczający nas świat i miejmy nadzieje na przyszłość.
8/10
Jedna odpowiedź do “Całe to piękno i krew – Recenzja”