Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk po kilku eksperymentach z krótszymi formami w końcu dostarcza swój pełnometrażowy, fabularny debiut i trzeba przyznać robi to z przytupem.
Film opowiada historię rodziny, której centralną postacią jest tytułowy Pamfir, a w zasadzie Leonid. Mężczyzna wraca z zagranicy gdzie był w celach zarobkowych, zbiera on pieniądze na budowę domu oraz edukacje syna. Jednak żona przekonuje, że jego obecność na miejscu i pomoc w wychowaniu chłopaka jest ważniejsza, gdy ten podpala lokalną kaplicę, żeby zmusić ojca do pozostania. Leonid obiecuje, że zwróci pieniądze, jednak do tego musi wrócić do przemytu, który obiecał lata temu porzucić. Film w tym miejscu coraz bardziej zaczyna czerpać z kina akcji, gdzie sam przerzut papierosów ukazany jest dynamicznie, a ponadto wyłaniają się stare zaszłości, między lokalnymi władzami a przemytnikami.
Oczywiście, nie wszystko idzie zgodnie z planem, ale nie chce wchodzić za bardzo w szczegóły fabularne. Warto jednak zaznaczyć, że sam film bardzo dobrze gra na dwóch płaszczyznach. I wspomnianej akcji, która jest dynamiczna, odważna, potrafi wywołać napięcie u widza i utrzymać je na dłuższy czas. A przy tym sam motyw przemytu przez las nie wydaje się być bardzo eksplorowany w kinie, więc jest to też coś unikatowego. Z drugiej strony, mamy tutaj bardzo dobrze poprowadzoną historię dramatyczną wewnątrz rodziny. Ojciec, który chce jak najlepiej dla syna, jednak czasem sam posuwa się do złych czynów. Jest to też mieszanka konserwatywnego wychowania opartego na sile i szacunku, ale bez skrajnego zamknięcia, pięknie krytykująca przemoc domową, której spodziewał się syn w ramach kary, a która nigdy nie zostaje wymierzona. Tak samo relacje męża z żoną, czy to w przypadku pary w średnim wieku, czyli u rodziców Leonida ciekawie i niejednoznacznie wybrzmiewa. Gdzie znowu film miesza tradycyjne wartości, ale nie zamyka się na nowe.
To jednak co najbardziej zachwyciło mnie w filmie to cała warstwa wizualna. Film z jednej strony nie boi się długich i statycznych ujęć, ale z drugiej ma stosunkowo szybkie tempo. I to mieszanie dość statycznymi obrazkami i momentami agresywnym montażem daje bardzo ciekawy efekt. Jednak też nie zawsze jest tak statycznie i mamy wiele zabaw pracą kamery, jak niezwykle kunsztowne ujęcia ze steadicamów. Widać to też świetnie w scenach akcji, gdzie eksperymentów z pracą kamerą jest najwięcej i dzięki nim niektóre sceny to perełki same w sobie. Nieco gorzej wypada warstwa dźwiękowa, która momentami potrafi być nieco męcząca z powodu jak dużo się tam na raz dzieje. Jednak myślę, że to mógł być efekt zamierzony i celowe przebodźcowanie widza.
Jednak nie tylko reżyser jest tutaj debiutantem, bo także obsada ma w sobie dużo debiutantów, w tym w głównych rolach i tutaj też pozytywna niespodzianka. Szczególnie wcielający się w Leonida Oleksandr Yatsentyuk jest świetny w swojej roli, która jest jednocześnie bardzo ekspresywna, ale i w tym jest niezwykle naturalny.
„Pamfir” to ciekawy przykład filmu, który łączy wiele w teorii niepasujących elementów i tworzy z tego bardzo spójne i ciekawe dzieło. Które działa zarówno jako dramat rodzinny, ale i wciągające kino akcji, a wizualnie jest to jeden z najciekawszych filmów, jakie widziałem od dawna.
8/10