Pablo Larraín to jedno z najgorętszych nazwisk w świecie filmu. Zanany ze świetnych biografii jak „Jackie” czy „Spencer”, tym razem uderzył w satyryczne tematy o podtekście politycznym.
Jego najnowszy film, który został zaprezentowany na festiwalu w Wenecji, gdzie zgarnął nagrodę za scenariusz to produkcja Netflixa. Sam film tuż po zakończeniu festiwalu trafił na platformę, gdzie możemy go obejrzeć. Co zaskakujące, bo film ten nie pasuje do standardowych produkcji tej platformy. Jednak czym jest sam film? Jest to historia Augusto Pinochet, który jest postacią historyczną, Chilijskiego dyktatora. Jednak w mamy tu drobny rozjazd względem historii, bo film prezentuje nam go jako wampira. Jest on znudzony swoim nieśmiertelnym życiem, jednak otacza go stado sępów, polujące na jego fortunę. Chęci do życia przywraca mu romans z młodą dziewczyną, która jest fanatyczką religijną, jednak widmo życia wiecznego ją kusi do tego stopnia, że łamie swoje zasady, żeby je zdobyć.
Na tym można zamknąć główną warstwę fabularną, jednak film jest dużo bardziej skomplikowany, z masą postaci drugoplanowych. Momentami można powiedzieć, że film jest przekombinowany, szczególnie pod względem wracania wątków i postaci, o których film na jakiś czas potrafi zapomnieć. Jednak w tym szaleństwie jest metoda, na pewno sprawia, że film nie gubi tempa, a podkręca też aspekt komediowy, a w tej sprawie dzieje się tutaj dużo. Często opiera się on na szybkich wymianach słownych, bardzo błyskotliwych i przesiąkniętych ironią. Mistrzynią jest tutaj postać wspomnianej młodej kochanki Augustion, granej przez Paulę Luchsinger. Jej cięte komentarze, czy ironiczne tekściki nie raz wywołują uśmiech na ustach widza. Ponadto jej enigmatyczny wygląd i gra aktorska przypominający Joannę d’Arc z filmu Carla Theodora Dreyera tworzy mieszankę iście wybuchową w kontrze do bardzo powolnego i enigmatycznego głównego bohatera.
Sam kontekst historyczny jest bardzo ciekawy, mimo że przyznam szczerze, że nie znam się w ogóle na historii Chile, to film świetnie ją przedstawia i daje konteksty, dzięki którym łatwo się w niej odnaleźć. Jednak nie mamy tu samej historii Chile, a ważnym aspektem są rewolucje, począwszy od francuskiej, gdzie główny bohater odgrywa ważną rolę. Sama historia jest często mocno ironizowana, patrz świetny motyw kradzieży głowy Marii Antoniny, a przy całym historycznym kontekście, wydarzenie z filmu bardzo łatwo odnieść do obecnej polityki światowej. Gdzie czasem jest to kolejny poziom żartu, a czasem motyw do przemyśleń, których konkluzje już takie zabawne nie są.
Film posiada bardzo charakterystyczną warstwę wizualną, po pierwsze jest czarno-biały. Jednak to samo w sobie nie jest takie dziwne, jak ogromny kontrast tutaj zastosowany, dzięki czemu sceny są bardzo wyraziste, co momentami może być aż męczące, jednak zapada w pamięć i tworzy świetny klimat. Co szczególnie ważne w kluczowych scenach, jak gryzienia przez wampiry, gdzie kamera jest blisko bohaterów, przez co wybrzmiewają one jeszcze mocniej.
„Hrabia” to bardzo odważny film, szczególnie jak na Netflixa. Łączenie mocnego komentarza polityczno-społecznego, osadzonego w historii, jednak odnoszącego się do współczesności, a wszystko to w masie ironii. I, mimo że film momentami wydaje się przekombinowany scenariuszowo, to nadrabia to świetną obsadą, masą komedii, a wszystko to podane w pięknych wizualiach, które sprawiają, że film zostaje w pamięci.
7/10