Kino nie raz potrafi nas zaskoczyć, podczas zeszłorocznego festiwalu w Cannes w sekcji Un Certain Regard prezentowany jest dzieło, które z miejsca rozkochuje w sobie widownie.
My na premierę tego filmu musieliśmy czekać ponad rok. Co też nie jest dziwne, bo Maryam Touzani, czyli jego reżyser nie jest u nas znaną postacią, sam nie słyszałem o nim wcześniej, a jego poprzednie dzieła są mi obce. Sam film skupia się na postaci krawca. Żyje on spokojnie w Maroku, razem z żoną. Widzimy od początku ich codzienności, zakupy, praca, klienci. Spokój na chwilę zakłóca praktykant, który zaczyna u nich pracować, jednak szybko zdobywa nić porozumienia z bohaterami. A szczególnie z męska częścią małżeństwa, bo to Panowie zaczynają mieć ze sobą romans. Jednak to nie jest największa komplikacja w ich życiu, gdyż kobieta zaczyna przegrywać walkę z chorobą.
Między tymi skrajnościami zaczyna się wtedy toczyć życie głównego bohatera. Z jednej strony cierpienie, jakie sprawia mu choroba żony, której momentem granicznym jest wizyta lekarza. Daje on pacjentce mocniejsze leki przeciwbólowe i stwierdza, że to jedyne co możemy zrobić. Widzimy też cierpienie kobiety, która jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, stara się cieszyć ostatnimi dniami życia i pozytywnie podchodzić do sytuacji. Żeby było ciekawiej, młody kochanek zaczyna się bardzo zbliżać do rodziny, co w kontekście romansu wydaje się to dziwne, jednak pozytywnie wpływające na kobietę. O której możemy się tylko domyślać, czy wie o relacje między mężczyznami.
Film ciekawie potrafi grać tajemnicą oraz odkrywaniem kart, szczególnie to widać, gdy sami nie wiem, czy kobieta już wie o romansie facetów, czy nie. Jest to wielopłaszczyznowa zagadka, która jeszcze bardziej podkręca panujące tu emocje. A film jest ich pełen, jednak nie są to wielkie wystrzały emocji w kulminacyjnych momentach. Są one dużo subtelniejsze i stałe, jednak nie sprawia to, że są mniej istotne lub słabsze. Cały czas mamy uczucie strachu przed stratą w bohaterach, czy to końcem romansu, czy to wieczną stratą ukochanej osoby.
Ten film to slow cinema w swojej głębi. Pochwała codzienności jest tutaj piękna i niezwykle ludzka, ale ta monotonia w połączeniu z powolnością sprawia, że film momentami tracił mojej uwadze. Może to też kwestia zbytniego rozciągnięcia materiału, bo film trwa ponad dwie godziny, ale po prostu momentami może nużyć. Ap ropo materiału, wielki szacunek należy się za ukazanie samego krawiectwa. Nawet osoba niemająca o tym pojęcia jak ja była w stanie zauważyć wielkość głównego bohatera i jego klasę w swoim fachu.w kontekście tego stwierdzenia pasuje ono bardzo do całej obsady tego filmu. Najbardziej znany aktor z zestawienia wcielający się w głównego bohatera jest świetny w swojej tajemniczości i niemal niezmiennej mimice. Dla kontry dużo bardziej ekspresywna Lubna Azabal, która grała we wcześniejszym filmie reżysera. Pośrodku stojący Ayoub Missioui jako młody kochanek, świetnie wpasowujący się w postać zagubioną i bardzo naiwną.
„Tutkusowa Suknia” to film, który potrafi mnie zachwycić i wynudzić jednocześnie. Jest zarówno piękny emocjonalnie, jak i momentami nudny, jednak podkreślam, momentami, bo jako całość mój odbiór tego filmu był bardzo pozytywny i liczę, że ta marokańska intymna historia zostanie ze mną na długo.
7/10