Jan Holubek w ostatnich latach stał się jednym z najciekawszych nazwisk na polskiej scenie filmowej, a jeszcze bardziej serialowej, tworząc takie dzieła jak „Rojst” czy „Wielka Woda”. Tym razem bierze się za kino, które można określić mianem kina gatunkowego.
Nie chce zaczynać od pisania, że jest to ewenement, że takich rzeczy się w Polsce nie robi, jednak twórczość Jana Holubka jest ciekawym przypadkiem jak na Polskę. Z jednej strony mamy ważne duże nazwiska polskiego kina, tutaj Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, czy Andrzej Seweryn, mamy też jak na nasze warunki spory budżet. A przy tym filmy mają autorski sznyt. Jest to kino środka, które po części łączy krytykę z publicznością, bo obie te grupy w mniejszym lub większym stopniu doceniają jego twórczość. Jednak przejdźmy do jego najnowszego filmu.
Film opowiada dwie historie, które są oczywiście połączone ze sobą, jedna rozgrywa się w Polsce, gdzie bohater grany przez Tomasza Schuchardta szuka prawdy o swojej matce. Poznajemy go w momencie, gdzie wyleczył się on z choroby alkoholowej i wiedzie spokojne życie, jednak nieznajomość przeszłości jest mocniejsza. Niestety podczas jej poszukiwań sprowadza na siebie kłopoty, a jego problemy wracają do niego. Jest to też mocna historia życia w PRLu, gdzie każde zainteresowanie zachodem jest bardzo rozliczane, a bohater to istna definicja zmęczonego życiem Polaka. Ważny też jest wątek rodzinny, gdzie żona martwi się, żeby nie wrócił on do spożywania alkoholu i po części nie może zrozumieć czemu obecna sytuacja mu nie wystarcza.
Jednak film więcej czasu poświęca historii dziejącej się za granicami Polski, gdzie postać grana przez Jakuba Gierszała zdobywa zaufanie wpływowej rodziny i jest szpiegiem pracującym dla komunistycznego rządu. Zakochuje się on z wzajemnością w córce swojego gospodarza i cała akcja sprowadza się do balansowania, pomiędzy działaniami szpiegowskimi a miłością oraz ciągłym ukrywaniem się. Ta historia emocjonalnie bardziej skupia się na wyczuciu tego balansu oraz na udowodnieniu swoich wartości. Czy to w oczach polskich rodziców, tutaj świetna rola Andrzeja Seweryna, czy swoich przełożonych. Szczególnie że bohater uważa, że zadania, które dostaje są zbyt proste.
Oczywiście historie w pewnym momencie zbiegają się ze sobą, ale to już zbyt zaawansowana fabuła. To, co warto wyjaśnić to tytuł, bohater grany przez Gierszała zdaje się być złą wersją bohatera Schuchardt. Który też nie jest krystalicznie czysty, choć to w obu przypadkach duża zaleta filmu, bo obaj są postaciami z krwi i kości, którzy mają swoje ciemne i jasne strony, choć w przypadku bohatera, którego akcja rozgrywa się w Polsce jest to ciekawiej rozegrane. I ogólnie rzecz biorąc ta część filmu wydaje się ciekawsza i trochę mi szkoda, że jej poświęcona jest mniejsza część filmu, gdy ta zagraniczna jest dużo częściej błacha, szczególnie gdy uderza w wątki związkowe. I nie byłbym sobą jakbym nie czepił się takiego banału jako to ze bohater Gierszała popada w alkoholizm, który początkowo kontroluje, a bohater Schuchardt z niego skutecznie wychodzi, jednak w budowaniu bohaterów na kontrze takie coś ma sens.
Co jednak świetnie się udało to oddanie klimatu tamtych lat. Czuć tą PRLowską Polskę, w której delikatnie mówiąc nie jest kolorowo, ale czuć wiatr zmian, patrz Solidarność. Natomiast kolorowy zachód, pełen życia i rzeczy, o których Polacy tamtych czasów mogli tylko pomarzyć. Ten kontrast niezwykle buduje klimat, a warto dodać, że film jest bardzo kunsztownie nagrany pod tym kątem, kontrastując szarości PRLu z „europejskością”.
Film „Doppelgänger. Sobowtór” nie jest bez wad, momentami jest przewidywalny, dominujący wątek zagraniczny potrafi gubić tempo, jednak działa jako całość, a często szczególnie na kontrze między tymi światami. Natomiast ta kontra jest jednym z najciekawszych punktów film, dla którego warto go zobaczyć, czy to pod względem wizualnym, czy zachowania bohaterów.
6/10