Jeszcze kilka lat temu raczej nikt się nie spodziewał, że za najbardziej wyczekiwany polski film będzie odpowiedzialny włodarz federacji KSW Maciej Kawulski. Jednak od pierwszych zwiastunów jego wizja na jedną z najpopularniejszych polskich bajek intrygowała widzów.
Czego nie można odmówić jego najnowszej produkcji to oryginalność, świat baśni przedstawiony w jego filmie bez wątpienia potrafi zrobić wrażenie. Jednak zanim do niego trafimy dostajemy dziwny montaż w którym przedstawieni są przyszli uczniowie Akademii. Do samego dziwnego montażu musimy się już przyzwyczaić, jednak sam proces zapraszania uczniów nie należy do zwyczajnych. Jedną z uczennic jest Ada, co już jest pierwszym odstępstwem od oryginału, gdyż w pierwotnej wersji do Akademii trafiali tylko chłopcy. Jednak Ada to córka jednego z najznamienitszych członków Akademii, który zniknął, a jedną z największą motywacją Ady jest odnalezienie ojca.
Za sprawą Mateusza, czyli mężczyzny uwięzionego w ciele ptaka dostajemy się do akademii. Sam świat baśni jest oddany z wielkim rozmachem i wizualnie robi ogromne wrażenie, aż może momentami wydaje się przesadzony, jednak jest to świat baśni, więc można na cos takiego przymknąć oko. W przeciwieństwie do kolejnego dziwnego montażu, podczas którego poznajemy Pana Kleksa. Gdy zostaje on zapowiedzony głosem konferansjera z KSW wiemy, że to film Kawulskiego, jednak sama postać profesora jest bardzo przyciągająca swoją ekscentrycznością. Jest to mieszanka naiwności, ale i dość nieoczywistej mądrości z nutką, a może ogromną nutą szaleństwa. Jednak główny oś fabuły przejmuje historia Mateusza, który w przeszłości zabił wilka z innej baśni i jego ród zaczyna go ścigać napadając na inne baśnie w tym finalnie na Akademię.
Jednak ciężko wskazać tak naprawdę główną oś fabuły, ponieważ narracja jest prowadzona mocno chaotycznie. Ciężko tutaj wskazać nawet trójaktowy podział, a same momenty kulminacyjne są rozpisane tak, że myślałem kilkukrotnie, że film zaraz będzie się kończył. Nie pomaga jeden z największych minusów tego filmu według mnie, czyli montaż. Także bardzo chaotyczny, momentami aż losowy i pełny dziwnych dziur, a także dziwnie zestawiający momenty zabawne i smutne. Samych skrajnych emocji w filmie jest dużo, ale nie zawsze dobrze wybrzmiewają. Tak jak śmierć jednego z bohaterów są mocno przeciągnięte z obowiązkowym zwolnionym tempem nadużywanym przez film.
Natomiast humor jest dość specyficzny. Często gra na granicy cringu i momentami to wychodzi i dostajemy naprawdę dobre żarty, a momentami bardzo nie wychodzi i dostajemy festiwal żenady. Plus do tego mocno przeciągnięte powtarzające się żarty, często niskich lotów jak Mateusz niepotrafiący poradzić sobie z wypróżnianiem jak ptak, bo wiecie hehe robi Kleksy.
Mimo wszystko ciężko mi kategorycznie negatywnie ocenić nową interpretację „Akademii Pana Kleksa”, gdyż ma elementy, które są pozytywne. Sama wizja świata jest naprawdę ciekawa i momentami wizualnie robi ogromne wrażenie. Postać Profesora Kleksa jest bardzo zapadająca w pamięć i zaryzykowałbym stwierdzenie, że kreacja Tomasza Kota dorównuje tej Piotra Fronczewskiego, który tutaj po części jest wepchnięta na siłę. Tak samo, jak zmiana głównej bohaterki na Adę, która jest niesamowicie nijaka i bez wyrazu, a przy tym jej przemiana jest aż nazbyt prosta, choć nie tylko jej. Jednak miało być o pozytywach to zakończę tym, że epizodyczne pojawianie się Tomasza Włosoka to nieironicznie genialny comic relif.
I tak to jest wizja Macieja Kawulskiego, momentami szalona i przegięta, a momentami banalnie prosta i nijaka. Przy czym jako całość zapada w pamięć i momentami potrafi się podobać, szkoda, że psuje to montaż i naleciałości reżysera do popisywania się i zbytniego umiłowania swojej wizji.
4/10