Filmy katastroficzne to gatunek, który swego czasu stał się bardzo popularny i równie szybko zniknął z kinowego mainstreamu, a historia jak ta to spore zaskoczenie, tym bardziej w takiej formie.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, żeby film o rozbiciu się samolotu miał premierę na jednym z najważniejszych festiwali filmowych na świecie. Jednak najnowszy film J.A. Bayona to nietypowe dzieło pod wieloma względami. Na polskich ekranach zagościła wprost na Netflixie. Już na początku napisałem drobny spoiler, że samolot się rozbija, jednak znając historie możemy się tego spodziewać. Mimo to film zaczyna się trochę wcześniej, poznajemy drużynę sportową, która będzie lecieć feralnym lotem. Mecz, msza w kościele i do samolotu, który wpada w turbulencje i finalnie się rozbija. Zostaje tylko fragment samolotu, a katastrofę przeżywa kilkoro jej uczestników, a duża część z nich jest ciężko ranna.
Tutaj tak naprawdę zaczyna się film, mimo że scena samej katastrofy wygląda przerażająco i świetnie zarazem. Jest jednocześnie bardzo realistyczna mimo niecodzienności tego zajścia. Mimo to sama walka o przetrwanie zajmuje zdecydowaną większość tego filmu. Rozgrywa się tak naprawdę w jednej lokalizacji, czyli w resztkach statku powietrznego i jego okolicach, czyli pośrodku gór, gdzie się samolot rozbił.
Walka bohaterów z naturą popycha nas do różnych rozważań moralnych. Film zadaje pytania na temat kanibalizmu, czy pozostawiania towarzyszy na śmierć. Przy tym nigdy nie oceniając działań bohaterów, a ukazując je w bardzo kompleksowy sposób. Sama moralność w sytuacji kryzysowej jest bardzo ważnym tematem filmu, który dzięki niej nabiera głębi i staje się czymś więcej niż rozrywkowym kinem katastroficznym. Szczególnie widoczne jest to, jeżeli chodzi o różnice między bohaterami, którzy, mimo że pochodzą z tego samego środowiska to zupełnie inaczej podchodzą do wielu kwestii. Małym minusem może być mnogość bohaterów na początku i fakt, że są dość mało charakterystyczni, przez co przez znaczną część filmu nie odczuwamy większych emocji związanych z ich przetrwaniem. Na szczęście wraz z trwaniem filmu to się zmienia.
Jednak najważniejsze w tym filmie to jak bohaterowie starają się przeżyć w górach. To jak udaje im się cudem przeżyć, potem na zmianę tracą i zyskują nadzieje. Wpadają na kolejne pomysły, ale na ich drodze pojawiają się kolejne problemy. To właśnie ta walka jest najciekawsza, a przy tym świetnie oddana. Teoretycznie cel jest cały czas ten sam i jest on prosty, przeżyć i wydostać się z gór. Jednak mimo to film potrafi budować napięcie i umiejętnie je rozładowywać, przez co te prawie dwie i pół godziny filmu mijają bardzo szybko.
Wizualnie film prezentuje się po prostu przepięknie, zdjęcia w górach robią ogromne wrażenie swoim ogromem, a przy tym są świetną kontrą dla zbliżeń, które ukazują trudy walki o przetrwanie. Często sceny bolesne lub obrzydliwe w kontrze do piękna majestatu gór, a na deser, który dostajemy wcześniej wspomniana scena katastrofy lotniczej. Oddana bardzo realistycznie z wielką dbałością o szczegóły.
„Śnieżne Bractwo” to zdecydowanie jeden z najciekawszych filmów o katastrofie i przetrwaniu po niej od lat. Łączy świetne budowanie napięcia i oddanie walki o przetrwanie z pytaniami etycznymi, które film nienachalnie stawia podczas trwania.
7/10