Alice Rohrwacher przychodzi do nas ze swoim kolejnym dużym filmem. W 2018 roku zakochaliśmy się w„Szczęśliwy, Lazzaro”, a w tak zwanym międzyczasie dostaliśmy uroczy krótki metraż, jakim byli „Uczniaki”, jednak to w swoim nowym filmie Alice pokazuje prawdziwą klasę.


W najnowszym filmie Alice ponownie portretuje Włoską prowincje. Poznajemy Arthura, który wraca do swojej rodzinnej miejscowości. Nie mamy tego powiedzianego wprost, ale możemy wywnioskować, że wyjechał szukać lepszego jutra, lecz niestety mu nie wyszło i wraca spłukany. Na miejscu dołącza do bliskich, tutaj film spowalnia i obserwujemy spokojne włoskie życie na prowincji. Ciekawe na wielu płaszczyznach, szczególnie gdy widzimy, ludzi żyjących w starych, prawdopodobnie antycznych pięknych budynkach, które stają się powoli ruiną. A standard życia w nich nie przypomina standardów europejskich w naszych czasach. Sposobem na zmianę tej sytuacji są umiejętności Arthura, który potrafi wyczuwać stare groby. Oczywiście w celu rabunkowym, co zaczyna robić z grupą znajomych.


„Biznes” idzie dobrze, bohaterowie odbijają się od dna finansowego, jednak większość pieniędzy wykorzystują zabawę. Czyli kolokwialnie mówiąc przepijają i przejadają je przez co muszą dalej okradać groby. Podczas tego procederu wykorzystywanie są przez pośredników antykami, którzy płacą im niewielkie sumy za znalezione przedmioty. Co jest jednym z motywów, jaki Alice podejmuje tutaj. Szczególnie widać to w scenie, gdzie bohaterowie dostają się na ekskluzywną licytację, gdzie licytowana jest rzeźba, której posiadają głowę. Sposób traktowania ich przez zbieraczy i pośredników sztuki jest okropny. I, mimo że wiemy, że to co czynią jest średnio etyczne, to stajemy przed pytanie, czy Ci, którzy wykorzystują to nie brudząc sobie rąk nie jest gorsze.


Jednak główne spojrzenie Alice pada na Włoską prowincję, jej obraz wydaje się tutaj bardzo bolesny. Poczynając od biedy, która wydaje się ogromna, choć nietypowa, patrz wcześniej wspomniane mieszkanie w antycznych budowlach. Jednak co ważniejsze portretowanie są ludzie, Ci, którzy walczą o zmianę sytuacji, jak i Ci, którzy przywykli do obecnego stanu i nie potrafią nic zmienić. Ważny jest tutaj wątek Arthura i kobiety, którą poznał, którą można powiedzieć zaraził chęcią zmiany, jednak gdy ta dowiaduje się o jego profesji zmienia swoje nastawienie. Co jest też ukazaniem oportunizmu, gdzie bohaterowie uważają, że ich plądrowanie grobów nie jest niczym złym, bo przecież nikomu się to już nie przyda zakopane. Jednak zderza się to z często bardziej proreligijnym podejściem, które uważa to za świętokradztwo, a szczególnie uderza to we Włoszech, czyli kolebce kościoła katolickiego.


Warto zaznaczyć, że „La chimera” równie dobrze działa w warstwie komediowej. Szczególnie w momentach spokojniejszych, gdzie obserwujemy spokojne Włoskie życie, lub w momentach świętowania po udanych akcjach. Często jest to zasługa świetnie napisanych dialogów, które mieszają powagę z komedią, serwując ją w nieoczywisty sposób. Oczywiście na pochwałę zasługuje też obsada, Josh O’Connor w roli Arthura jest świetny, zarówno w swoim wyczuciu komedii, jak i odegraniu dramatu postaci. Podobnie jego partnerka, w którą wciela się mniej znana Carol Duarte. No i oczywiście cudowanie przegięta rola Alby Rohrwacher, czyli siostry reżyserki.


Alice tworzy swoim dziełem piękny, lecz bolesny obraz Włoskiej prowincji, wpuszczając do niego ciekawych bohaterów. Którzy nie potrafią odnaleźć się w tych realiach, jednak zostają z widzem na długo po seansie, który czasem wzrusza, czasem bawi, ale przede wszystkim nie pozostawia obojętnym.


8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *