Lila Avilés od jakiegoś czasu przedstawiana jest jako nowa nadzieja dla Meksykańskiego kina. Szczególnie gdy jego gwiazdy jak Cuaron czy Iñárritu złapali zadyszkę. Jednak to prezentowany niemal rok temu na festiwalu w Berlinie film stał się jej przepustką do wielkiego kina.
Co paradoksalne, bo „Totem” to bardzo mały i skromny film, często używa się w określaniu takich filmów zwrotu „kinko” i tutaj jest ono jak najbardziej na miejscu. Film zaczyna się od sceny gdzie mała dziwwczynka, Sol razem z mamą korzystają z toalety. Nie jest to codzienna scena dla filmów, lecz jej kunsztowny i zarazem naturalny sposób ukazania ustawia nam poprzeczkę na cały film. Który składa się w większości z rozmów, po scenie w toalecie dostajemy Sol z mamą jadących na urodziny jej ojca, który jest ciężko chory. Z jednej strony są to jego urodziny, ale wszyscy zdają się wiedzieć, że te mogą być ostatnie i po części to już stypa. Gdy Sol odpowiada „żeby tatuś przeżył” na pytanie o jej życzenie widz ma pierwszy raz szklane oczy… z wielu.
Historia w zdecydowanej większości odbywa się podczas przygotować i sprowadza się do rozmów między domownikami. Głównym motywem jest Sol chcąca dostać się do taty, żeby go zobaczyć, jednak on jest w zbyt słabym stanie, żeby ją przywitać i każdy ją od tego odciąga. Przez co dziewczynka myśli, że ojciec nie chce jej zobaczyć, czyli że już jej nie kocha. Jednak to tylko pierwsza warstwa, a film przypomina „Sieranevadę” Cristi Puiu, gdzie historie bohaterów przeplatają się ze sobą i na siebie oddziałują.
Film porusza wiele trudnych tematów, choroba ojca Sol to jeden z nich, jednak podejście do leczenia. Czy próbować wyniszczającej chemioterapii, która może go uleczyć, czy zdecydować się na morfinę, która nie uleczy go, ale złagodzi ból w ostatnich dniach. Łączy się to z kłopotami finansowym, w które wpada rodzina, co ma wpływ na decyzje, a sama rodzina pogłębia się w podziale. Serce, reprezentowane przez bardziej artystyczną część rodziny kontra rozum, gdzie najwidoczniejszy jest psychoanalityk, dziadek Sol.
Mimo tylu poważnych tematów, jakie porusza film jest w tym niezwykle płynny i subtelny. Nie dostajemy ani przedramatyzowania, ani zmęczenia jakimś z motywów. Duża zasługa wspomnianego naturalizmu i jakkolwiek to zabrzmi to rozmowy są zaczerpnięte z życia, a przy tym napisane niezwykle interesująco. I mimo poruszania naprawdę ciężkich kwestii nie brakuje w nich naturalnego ciepła i humoru. Robi to też dzięki niezwykle kunsztownemu przedstawieniu postaci. Samych bohaterów mamy sporo, jednak każdemu poświęcony jest wystarczający czas, żeby jego czyny i słowa mogły wywołać reakcje u widza. Często bardzo emocjonalne, jednak film nigdy nie jest usilnym wyciskaczem łez. Wszystko jest niezwykle wyważone i mimo że w kulminacyjnej scenie większość bardziej emocjonalnych widzów się rozklei to po seansie widzimy finezje z jaką on to zrobił.
„Totem” to piękne, małe kinko rodzinne odnoszące się do wielu trudnych tematów, a przy tym pozostając bardzo ciepłym i momentami zabawny przeżyciem. Z pięknie napisanym dialogami i z bohaterami którzy zostaną z nami na długo, mimo że zamieszkali w naszych życiach tylko na dziewięćdziesiąt minut.
8/10