Matthew Vaughn to jeden z najważniejszych twórców rozrywkowego kina w ostatnich latach. Seria Kingsman szczególnie zebrała dużą widownię i niezły odbiór krytyczny. Także nie powinno dziwić, że jedną z najbardziej gwiazdorskich obsad dostał pod swoje skrzydła w swojej najnowszej produkcji.


Która może być początkiem nowej serii, a przynajmniej na to się zapowiada patrząc już po samym tytule. Sam koncept serii wydaje się ciekawy, film wrzuca nas od razu w odmęt akcji. Gdzie tytułowy agent Argylle jest na misji, podczas której zostaje zdradzony przez swojego przełożonego. Szybko jednak okazuje się, że to, co widzimy na ekranie to fikcja, a główną bohaterką filmu jest pisarka, która tworzy książki opowiadające o przygodach agenta Argylle. Sama zdobyła już dzięki nim sporą popularność i poznajemy ją pomiędzy publikacją tomów, gdy pierwszy raz okazuje się, że ma problem z dokończeniem historii. Podczas podróży pociągiem do matki, która ma jej pomóc w dokończeniu książki zostaje napadnieta przez „złych szpiegów”, jednak zostaje uratowana przez już dobrego szpiega granego przez Sama Rockwella.


Wydarzenie z „rzeczywistości” szybko łączą się z wydarzeniami z książek pisanych przez główną bohaterkę, gdyż szybko dowiadujemy się, że jej książki zbyt dobrze przewidują przyszłość. Czym zwraca na siebie uwagę różnych organizacji szpiegowskich, które chcą ją dopaść, żeby dzięki niej zdobyć dostęp do bardzo ważnych danych. Niestety im dalej w opowieść jest to bardziej sztamowe kino akcji. Oczywiście mamy kilka, może nawet kilkanaście zwrotów akcji, jednak zdecydowanie twórcy filmu postawili na ilość, a nie na jakość. Gdyż są one przewidywalne i niezwykle nijakie, a w momentach, które mają szokować nie wywołują emocji u widza.


Tego typu filmy często opierają się na ciekawych bohaterach, niestety tutaj brakuje i tego. Zarówno, jeżeli mówimy o aspekcie kina akcji, jak i komediowym, bo film zdecydowanie stoi w rozkroku między tymi gatunkami. Jednak tak jak często w takich przypadkach nie wychodzi mu jedno ani drugie. Sama pisarka to typowy przykład niepewnej siebie bohaterki wciągnietą w akcję. Może jako główna bohaterka opowieści to rzadkość, mimo to jej przemiana jest aż nazbyt oczywista i banalna. Tak samo bohater grany przez Sama Rockwella to typowy przykład dobrodusznego człowieka, który jest niedoceniony przez otoczenie, choć tu plus dla samego aktora, który wypada z całej obsady zdecydowanie najlepiej. Bryan Cranston jako szef złej organizacji to już sztampa na najwyższym poziomie, choć przebija to jego ekranowa partnerka.


Przechodząc do samego aspektu komediowego jest on niezwykle drętwy. Wiele żartów jest po prostu banalnych, a świat przedstawiony w książkach mający być przerysowany i zabawny w swoim absurdzie jest tym bardziej nijaki. Czego koronny przykładem jest gra Henry’ego Cavila wcielającego się w Agenta Argyle, który jest wielkim posągiem z ruchami robota i mimiką manekina. Swoistą wisienką na torcie jest postać Samuela L. Jacksona, który ma być jedną z najważniejszych dla fabuły i najpoważniejszych w odbiorze, a przy tym zachowuje się jakby cały czas był na środkach psychoaktywnych.


Wizualnie film wygląda nieźle, na pewno na plus przemawiają ładne lokacje, jak Francuska winnica, jednak same kadry, jak i praca kamery są niezwykle nijakie. Choć potem pojawiają się sceny gdzie formalnie robi się ciekawie, jednak jest to tylko na potrzeby akcji i mocno nie pasuje do reszty filmu. Natomiast same efekty specjalne są też po prostu poprawne i nijak nie zapadają w pamięć, a nie nie budzą podziwu. Tak samo, jak sceny akcji, które są niezwykle schematyczne i przewidywalne.


„Argylle – Tajny Szpieg” to film, który buduje obietnice czegoś świeżego i szalonego, a dostajemy film niezwykle płytki i nijaki, który balansuje w odcieniach nijakości. A gdy cos się z niego wyrywa, patrz duża część obsady to zdecydowanie ściąga go jeszcze niżej, szkoda potencjału Sama Rockwella, który wygląda jakby jako jedyny się tu starał.


3/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *