Połączenie A24 x Gutek Films to coraz częstsze zestawienie w polskiej dystrybucji. Jednym z najgłośniejszych dzieł, które teraz wchodzi do kina są właśnie „Bracia ze Stali”, które od dłuższego czasu jest mocno promowane u nas.
Co też nie powinno dziwić, bo, mimo że reżyser tego filmu, Sean Durkin nie ma wielu sukcesów na koncie, a sam został pominięty w sezonie nagród. Tak zarówno tematyka, jak i obsada budzą duże zainteresowanie wśród widzów. Film opowiada o losach rodziny Von Erich, bardzo szanowanej rodziny i ważnej dla historii wrestlingu, szczególnie w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, gdy święcili największe triumfy. Jednak historia zaczyna się trochę wcześniej, gdy to ojciec głównych bohaterów święcił swoje sukcesy, jednak nigdy nie wygrał pasa mistrza świata wagi ciężkiej. Co do końca będzie go prześladować. Mają to osiągnąć jego synowie, na których szybko skupia się akcja.
Choć trzeba przyznać, że głównie akcja kręci się wokół Kevina granego przez Zacka Efrona. To on najdłużej trenuje wrestling i jako pierwszy zdobywa uznanie i sławę, chwilę później debiutuje jego brat David grany przez Harrisa Dickinsona, a po czasie dołącza do nich Kerry. Który miał jechać na igrzyska, jednak przez wycofanie się USA z olimpiady w Moskwie sprawia, że wraca do domu i dołącza do braci w ringu.
Jednak film ten to coś więcej niż opowieść o wrestlerach, to przede wszystkim historia rodziny. Bardzo ciężka historia, poczynając od ojca, który zawsze uważał, że nie dostał szansy na jaką zasługiwał, potem tę frustrację przenosił na synów. Przy tym chcąc zapewnić im dobrą przyszłość, do której pierwszy zbliżył się Kevin ocierając się o pas mistrzowski. Ciekawy jest sam motyw rywalizacji między braciami, którzy naprawdę się kochają i widać to we wspólnych scenach, ale przy tym rywalizują o względy ojca, który jednocześnie jest ich promotorem i managerem. Do tego trzeba zaznaczyć, że historia rodzeństwa jest bardzo ciężka i nie zdradzając za dużo, film oferuje nam nie jeden moment, gdzie zaczniemy wierzyć, że naprawdę nad rodziną Von Erich ciąży jakaś klątwa.
Co szczególnie widać w drugiej połowie filmu, gdzie film zmienia ton na dużo poważniejszy.
Jednak wróćmy do wrestlingu, który jest ważny zarówno dla rodziny Von Erich, jak i fabuły filmu. Przyznam, że od „Zapaśnika” nie widziałem to dobrze oddanych scen walk w ringu. Choć oczywiście wrestling z początku lat osiemdziesiątych się zestarzał to dalej potrafi robić wrażenie. Natomiast dla fanów dyscypliny oddanie takich postaci jak Gean Okerlund czy Rick Flair (choć wizualnie średnio podobny) to będzie wisienka na torcie.
Często spotykałem się z zarzutem, że Zack Efron nie udźwignął tutaj głównej roli. I z jednej strony muszę go obronić, bo to naprawdę jest dobra rola, szczególnie jego popisy w ringu potrafią budzić wrażenie. Z drugiej strony myślę, że zarówno Harris Dickinson jak Jeremy Allen White tworzą ciekawsze role. Zackowi nie pomaga także jego ekranowa partnerka, w którą wciela się Lily James tworząc do bólu nijaką postać, którą można podsumować stwierdzeniem „partnerka głównego bohatera w filmie”.
Przyszedłem, żeby zobaczyć wrestling, a dostałem mocny dramat rodzinny, który oczywiście czasem powtarza typowe błędy dla filmów biograficznych. Jednak potrafi dobrze sprzedać emocje, a widz uwierzy w niezwykłą więź tej rodziny.
7/10