Żegnajcie Laleczki – Recenzja

O tym, że bracia Coen się rozdzielili wiemy od dawna, pierwsze dzieło Joea widzieliśmy już jakiś czas temu i jego „Tragedia Makbeta” okazała się sporym sukcesem. Tak teraz dostajemy pierwszy film młodszego z braci.


Od razu widać, że film Ethana uderza w dużo luźniejsze klimaty niż solowa produkcja jego brata. Przypomina to bardziej ich wspólne wczesne produkcje, szczególnie przerysowany prolog z Pedro Pascalem. Jednak bardzo szybko przenosimy się do głównej części historii, gdzie poznajemy dwie główne bohaterki filmu. Marian i Jamie, bohaterki zbudowane na kontrze, ale łączy je potrzeba opuszczenia miejsca zamieszkania i orientacja, obie są lesbijkami.


Film to w zasadzie kino drogi, bohaterki wypożyczają samochód i jadą drogą do.. odkrycia siebie. Tak, wiem, banał, ale niestety film też gra na bardzo prostych nawiązaniach, żeby nie powiedzieć banałach właśnie. Widać to już po relacji dwójki, gdzie to ta bardziej wyzwolona Jamie pomaga Marian otworzyć się na innych po długi okresie samotności spowodowanym zdradą byłej partnerki. Oczywiście jak można się domyśleć coś po drodze idzie nie tak i dziewczyny uwikłane są w większą sprawę, dokładniej sprawę walizki, która cały czas znajduje się w samochodzie, który wypożyczyły.


Łatwo się domyślić dużo tutaj z komedii omyłek, sam motyw walizki i tego, jak się znalazły w posiadaniu dziewczyn w takich tonach się rozgrywa. Jak to bywa w tego typu filmach postacie, które spotykają po drodze są pretekstem do kolejnych groteskowych sytuacji. Których jest sporo, jednak ich poziom jest dość nierówny, niestety z większością żartów, które udają odważny humor łamiący tabu, a tak naprawdę to delikatne żarty, tak żeby nikogo nie obrazić. Film w swojej komedii stara się być absurdalny, ale średnio mu to wychodzi i często bywa zbyt bezpieczny. Oczywiście, kilka żartów lepiej trafia, jednak to tylko wyjątki, które jak to klasyk mówił potwierdzają regułę.


Dawno nie miałem sytuacji, zęby tak bardzo nie pasowała mi ogólnie rozumiana warstwa techniczna filmu. I tak może mój pierwszy zarzut to kwestia kina, ale film po prostu słabo słychać, momentami myślałem, że to taki specjalny zabieg, jednak utrzymuje się cały film i potrafi być irytujące. Co do celowych zabiegów to wizualne zabawy, przejścia między scenami i inne tego typu zabiegi wyglądają po prostu śmiesznie. Trochę tak jak z humorem w tym filmie, tylko tutaj starszy reżyser myśli, że robi cos świeżego i odkrywczego, a to już wszystko było i tu dużo lepiej. Choć też trzeba oddać, że gdy kamera nie wariuje to pojedyncze kadry potrafią być bardzo ładne, zasługa to dużo kostiumów, charakteryzacji, czy ciekawie przedstawionych wnętrz. Które razem składają się na bardzo ciekawy klimat filmu.


Jednak tak cały czas krytykuje, ale może nie jest tak źle. Na pewno duet aktorski stara się jak może i zarówno Margaret Qualley w tej bardziej wyzwolonej roli, jak i stonowana Geraldine Viswanathan wypadają bardzo dobrze i przez długie momenty niosą film na swoich barkach. Do tego dużo ciekawych ról w drugim planie i epizodach.


No niestety Ethan Coen zaczyna solową drogę od wpadki. Film ten zdecydowanie ma elementy ciekawe, jednak nikną w ogóle nijakości. Co gorsza, zdaje się, że Ethan jest przekonany o swojej świeżości, a tak naprawdę serwuje nam gorszą wersji tego, co na początku swojej twórczości z przekonaniem o swojej innowacyjności.


4/10

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *