Pixar po ostatnich przeciętnych latach bez większego hitu wraca do najlepszego filmu ostatnich lat dając jego drugą część.


„Jedynka” to był, można powiedzieć ostatni fenomenem studia, które przyzwyczaiło nas do wielkich hitów. Jednak chyba ważniejszy był odbiór tego film, który był bardzo pozytywny. Tym bardziej nie dziwi chęć zrobienia drugiej części. Której akcja rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z pierwszej części. Główna bohaterka, Riley jest już nastolatką. Jej życiem dalej kierują emocje, które możemy pamiętać z pierwszej części. Dziewczyna zostaje zauważona podczas meczu hokeja i raz z przyjaciółkami zaproszona na obóz hokejowy, dzięki któremu może dostać się do drużyny o czym marzy. Wtedy w jej życiu, a dokładniej wewnątrz niej pojawiają się nowe emocje, które nie są tak proste, jak te, które miała do tej pory.


W drodze na wspomniany obóz dowiaduje się, że jej przyjaciółki idą do innego liceum. Natomiast na samym obozie poznaje idolke i teraz balansuje między nową znajomością, a starą przyjaźnią. Nie jest to jedyny dualizm historii, bo poza tą Riley jest przygoda wewnątrz niej, gdzie wygonione stare emocje nastolatki, wracają do jej mózgu. Zbudowane jest to w klimacie filmu przygodowego, jednak oczywiście wszystko jest tutaj dość prostą metaforą.
Tak, główny temat to dojrzewanie, to jak nagle świat staje na głowie i potrzeby, które mamy diametralnie się zmieniły. O tym, jak zmieniamy swoje wartości oraz to jak patrzymy na świat. Moment, gdy tak zwane „co ludzie powiedzą”, w tym przypadku znajome za szkoły stają się ważniejsze niż to co się czuje. Pokazując oczywiście, że nie jest to takie proste, nie ma sztywnego podziały nowe to złe, stare to dobre, a dążenie do symbiozy, między starym, a nowym. Swoiste poszukiwanie balansu, między tym, co było, a tym jak życie się zmienia. Film potrafi to dobrze uchwycić, mimo że metafory, na których to buduje są niemal dosłowne.


Można oczywiście powiedzieć, że w tej prostocie jest metoda, co jest po części prawdą, jednak warto pamiętać, że jest to kontynuacja. W pierwszej części samo poznawanie świata przedstawionego i konceptu emocji w tym filmie było ciekawe. Tutaj już wszystkie wiemy na stary, a swoisty zwrot akcji na początku jest dość oczywisty i nie wprowadza żadnej rewolucji, a tylko lekkie odświeżenie.


Wizualnie mamy też lekką ewolucję tego, co widzieliśmy. Dużo kadrów to niemal kopiuj-wklej poprzednia cześć, jednak nie ma co się dziwić, skoro rozgrywają się w tym samym „miejscu”. Jest to obecny poziom Disneya, który momentami jest trochę efekciarski, ale na pewno czytelny i spójny, a przede wszystkim po prostu ładny i estetyczny, a wizualnemu ukazaniu emocji nie można odmówić ciekawego pomysłu.


Tym, czym wyróżniała się pierwsza część było też to jak świetnie łączyła mądry przekaz z lekką komedią i dużym bagażem bycia wholsome. Tutaj w dużej mierze jest podobnie, choć wydaje się, ze większy aspekt jest postawiony na aspekt komediowy, który jest tutaj mocno rozwinięty. I oczywiście jest to humor, który ma głównie trafić do dzieci i potrafi wywołać zażenowanie, jednak mamy też dużo kreatywnych, ale i prostych, acz po prostu zabawnych żartów.


Druga część „W głowie się nie mieści” podąża śladami poprzedniczki, przenosząc opowieść do przodu, dodając kilka nowych motywów, jednak pozostając w tle oryginału, który był małą rewolucją. Ta część to bardziej przyjemna ewolucja, z którą miło spędza się czas, jednak nie daje za dużo od siebie nowego, przez co nie zostaje z nami na dłużej jak to robił pierwowzór.


6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *