„Ciche Miejsce” to seria, która od początku zebrała dość duże zainteresowanie oraz sukces krytyczny. Druga część ciekawie rozwinęła świat, tym bardziej nic dziwnego, że przed ostatnią częścią trylogii dostajemy projekt poboczny osadzony w tym świecie.
„Dzień Pierwszy” to prequel do wydarzeń z pierwszych dwóch części. Co już sugeruje sam tytuł, co jest opowieścią o początkach… inwazji, bo tak chyba trzeba nazwać wydarzenia z filmu. Jednak zaczynamy przed feralnymi wydarzeniami, poznajemy Samire, o której szybko dowiadujemy się, że jest nieuleczalnie chora. Obserwujemy jej życie, w którym nie ma nic niezwykłego. Do momentu zawiązania akcji oczywiście.
Atak znanych nam z poprzednich części potworów wygląda przerażająco. Można powiedzieć, że spadają z nieba i to całkiem dosłownie, do tego są ich setki. Co jest nieco niespodziewane w porównaniu do poprzednich, bardziej kameralnych części. Od początku widzimy, że zagrożenie tutaj jest dużo bardziej chaotyczne. Nie chce pisać, ze większe, lecz tak się wydaje, ponieważ od momentu ataku potworów na małej przestrzeni jest bardzo dużo, a ludzkość nie jest przystosowana do życia w ich obecności. Wtedy wracamy do głównej bohaterki, która próbuje odnaleźć się po pierwszym szoku. Sam atak widzimy dokładnie oraz to jak kilkukrotnie niemal w nim nie zginęła, a widziała jak inni to robią.
Reszta filmu to obserwacja jej poczynań w kolejnych dniach. Od codziennego życia z kotem do sytuacji kryzysowych, gdzie musi uciekać przed śmiercią, a jej celem jest pójście na pizzę. Brzmi to dziwnie, jednak tak jak napisałem na początku bohaterka jest śmiertelnie chora i to nostalgiczne pójście na pizzę jest dla niej ostatnią rzeczą, którą chce zrobić. Sam wątek godzenia się ze śmiercią jest jednym z najważniejszych tutaj, mimo że nigdy nie wychodzi strickte na pierwszy plan. Szczególnie gdy stanowi kontrę dla innych bohaterów, którzy zrobią wszystko, żeby przeżyć, główna bohaterka robi rzeczy z pozoru nielogiczne, jednak w kontekście jej schorzenia jak najbardziej zrozumiałe. Jednak ma to też swoją emocjonalną stawkę, gdyż ciężko zaangażować się w walkę o przeżycie osoby, o której i tak wiemy, że zaraz umrze. Jest to bardzo ciekawe podejście do budowy protagonistki, jednak niosą i ujemne konsekwencje.
Które mają duży wpływ na odbiór akcji, która sama w sobie może robić wrażenie. Ataki potworów mogą budzić przerażenie. Motyw z atakiem na każdy usłyszany dźwięk dalej budzi przerażenie jak niektóre sceny, jak śmierć jednego z towarzyszy Samire. Z drugiej strony budowa bohaterki odbierająca niemal całkowicie warstwę emocjonalną przy jej walce o przeżycie dużo odbiera filmowi, który w większości opiera się właśnie o przetrwanie. Natomiast swoiste zagęszczenie akcji z jednej strony sprawia, że film jest dynamiczniejszy i akcja jest bogatsza, niż w poprzednich częściach. Jednak odbiera nieco klimatu i poczucia, że każde pojawienie się potworów ma swoją wagę. Nijako zmniejszając ich „rangę”.
Wizualnie film prezentuje się bardzo dobrze, choć zdecydowanie odbiega od pozostałych, które rozgrywane są w terenach wiejskich/leśnych. Tutaj mamy miasto w pierwsze dni zagłady, które szybko pustoszeje i wygląda to przerażająco, mimo że podobne obrazki już widzieliśmy w filmach i serialach. Co bardziej unikatowe to dźwięk, film może nie jest niemal niemy jak poprzednie części, ale i tak dialogów tutaj, jak na lekarstwo, przez co każdy ma swoją wagę. Natomiast sceny ataków potworów, które swoją orientację w terenie opierają wyłącznie na dźwięku to nadal bardzo oryginalny motyw, który tutaj jest wykorzystany bardzo kreatywnie.
„Dzień Pierwszy” jest tym, czym „Fouriosa” dla Mad Maxa, ciekawym rozwinięciem świata, który lubimy, jednak czuć, że to dodatkowa odnoga i projekt poboczny. Z ciekawą protagonistką i motywem, jednak nie do końca dobrze rozegranym emocjonalnie, a zmiana skali trochę odbiera mu unikalnego klimatu głównych części.
5/10