Tim Burton wraca do jednej ze swoich największych marek, ponad trzydziestoletniego „Soku z Żuka”, który do tej pory ma status filmu kultowego.
Pomiędzy tym zrobił kilka ciekawych produkcji jak „Edward Nożycoręki” czy „Powrót Batmana”, jednak jego ostatnie lata nie były najlepsze. Jednak w tym przypadku miałoby inaczej, na co wskazuje już bardzo dobra obsada i premiera filmu w Wenecji, gdzie zebrał w większości pozytywne oceny. Opowiada historie wiele lat po pierwszej części. Lydia Deetz prowadzi program gdzie rozmawia z duchami w telewizji, jednak jej przeszłość zaczyna się odzywać i zaczyna mieć niepokojące wizje. Tymczasem umiera jej dziadek i wraz z rozchwianą matką i córką w okresie buntu jadą na jej pogrzeb.
Tymczasem w innym świecie Beetlejuice szuka sposobu na poślubienie Lydii, a jego ukochana z zaświatów Delores która rusza za nim. W świecie na powierzchni obserwujemy przygotowania do pogrzebu, a Lydii oświadcza się jej partner, wiec szykuj się podwójna impreza. Najgorzej bawi się córka Cydii, która czuje się zagubiona i przypadkiem wpada na chłopaka, z którym zaczyna się spotykać.
Historie oczywiście z czasem się splatają, jednak historia w tym filmie wydaje się tylko pretekstem do spędzania czasu z postaciami, które są bardzo dobrze napisane i zagrane. Winona Ryder jako Lydia jest absolutnie świetną w swoim zakłopotaniu, a przy tym jej postać wydaje się najbardziej złożona, pełna niuansów. Michael Keaton jako Beetlejuice to komediowe złoto, tak jak Willem Dafoe w roli aktora/policjanta z zaświatów. Jenna Ortega dostaje bardziej klasyczną historię zbudowanej nastolatki, która znajduje partnera, a przy tym potrafi dużo wyciągnąć z tej roli. Jeszcze więcej jest w drugim i trzecim planie w tym dużo pozytywnych zaskoczeń.
Poza postaciami warto pochylić się nad warstwą wizualną i formą tego filmu, mieszającego naturalizm, z komisowymi zaświatami, jak i niemal pełnoprawną animacją. Widać tutaj ogromne pokłady kreatywności reżysera, który tworzy świetną mieszankę tych stylów, wykorzystując je dobrze wizualnie. Czasem także, jako konwencje skeczu, jak postacie Boba. Także pod względem scenografii i kostiumów film potrafi robić wrażenie, z mnogością detali i dbałością o każdy szczegół.
Film jest bardzo ciężko sklasyfikować gatunkowo, w dużej mierze to coś na granicy filmu obyczajowego i dramatu, w dość lekkiej formie, łączonej z czarną komedią, która jest naprawdę zabawna. Co jest zasługą wcześniej wspominanych postaci i ich dobrej chemii. Przy tym jest to oczywiście film fantasy, czerpiący momentami z kina grozy, dodając do tej mieszanki wątek rodem z kina detektywistycznego. Jest to mieszanka niezwykła, jednak trzeba przyznać, że działa, akcja jest prowadzona bardzo sprawnie i pod względem czystej przyjemności z oglądania filmu on go dostarcza.
Tak samo, jak tak zwany „fan service” który ten film dostarcza, czasem w ilościach aż przesadzonych. Tutaj nawiązanie do filmu z 1988 roku, tutaj nawiązanie do innego filmu Burtona, tutaj nostalgiczna piosenka. Jest to przyjemne w odbiorze, jednak zdarza się, że czujemy tego przesyt i swoistą kalkulację dodania tego.
„Beetlejuice Beetlejuice” to kino rodem z końcówki ubiegłego wieku, odtworzone ad 2024 co zaskakująco działa. Głównie za sprawą świetnej obsady, tworzącej ciekawe i różnorodne postacie. Jest zabawnie, kreatywnie, z uroczym przesłaniem i dobrym przedstawieniem młodszemu pokoleniu postaci Beetlejuice, która zdecydowanie na to zasługiwała.
7/10