Yórgos Lánthimos po sukcesie „Biednych Istot” wraca do współpracy ze scenarzystą jego wcześniejszych filmów jak „Lobster”, czy „Zabójstwo Świętego Jelenia” Efthymisem Filippou.
Jednak po premierze w Cannes to Jesse Plemons dostał nagrodę aktorską i został poniekąd twarzą tego filmu u boku Emmy Stone, która kolejny raz wystąpiła w filmie Greka. Tak jak występujący z nią w „Biednych Istotach” Willema Dafoe i w kontrze debiutująca u Lanthimosa, Margaret Qualley, którzy wcielają się w różne postacie w trzech etiudach. Tak, film to trzy godzinne opowieści, które łączy obsada, co może być mylące, gdy innych bohaterów grają Ci sami aktorzy. Czy filmy poza tym coś łączy? Niby nie, jednak są pojedyncze mrugnięcia okiem do widza, w historiach często widzimy łączące się motywy, dzięki czemu z pozoru osobne historie są ze sobą jakoś spójne. A na pewno łączy je klimat, można powiedzieć klimat wczesnego Lanthimosa, filmów ekscentrycznych, z nietypowymi bohaterami.
Jak to kiedyś Jakub Dembski określił „Bohaterowie Lanthimosa są jak kosmici, którzy przejęli ludzkie ciała i uczą się w nich egzystować”. Po spokojniejszej „Faworycie” i ekscentrycznych w inny sposób „Biednych Istotach” Grek wraca do tego stylu kreowania postaci. Zagubionych w świecie, z pozoru prostolinijnych, ale w tym pełne niuansów, działających w sposób nieoczekiwany, przez co przyciągających uwagę.
Szczególnie widać to w pierwszej historii, gdzie wcielający się w głównego bohatera Jesse Plemons musi spełniać ekscentryczne prośby swojego przełożonego, za co dostaje bardzo wartościowe prezenty. Jednak przy niemal zleceniu zabójstwa wycofuje się on, a jego szef odwraca się od niego. W miarę trwania filmu widzimy ich ekscentryczną relację i jak życie tego pierwszego zostało ułożone przez swojego przełożonego.
Druga historia uderza w bardziej depresyjne klimaty. Tym razem bohater Plemonsa cierpi z powodu domniemanej straty partnerki, która wypłynęła w niebezpieczny rejs i nie ma z nią kontaktu. Jednak udało jej się jako jedynej z wyprawy wrócić, ale bohater nie rozpoznaje jej, uważając, ze mimo identycznego wyglądu to inna osoba. Przechodząc z depresji w szaleństwo.
Trzecia historia zgłębia nietypową sektę, pseudo medyków szukającej osoby, która może ożywiać martwych. Tutaj w głównym duecie widzimy Jesse Plemonsa oraz Emmę Stonę, którzy tworzą swietny duet ekscentryków szukajacych wspomnianej osoby, łącząc to z zagmatwanym życiem prywatnym.
Jak widać każda z tych historii zdecydowanie od siebie się różni. Pierwsza najbardziej samoświadoma, pięknie bawi się Lanthimosową formą budowy postaci i ich relacji. Jednocześnie będąc bardzo ekscentryczna, ale i przystępna była moją ulubioną częścią tego filmu. Druga jako wspominałem bardziej depresyjna, skupiona na psychice bohatera jest zdecydowanie najmniej przyjemna w odbiorze, szczególnie że wchodzą tutaj elementy body horroru. Trzecia natomiast najbardziej bawi się absurdem, często idąc w humorystyczne nuty.
Cały czas wspominam o Jesse Plemonsie, aktor zdecydowanie zasłużenie wygrał nagrodę w Cannes. Jego role w każdej z historii są absolutnie świetne, a przy tym bardzo różnorodne. Do tego świetnie wchodzi z innymi aktorami w chemię. Szczególnie z Willemem Dafoe i Emmą Stone, którzy są niemal równie świetni w tym filmie. Widać, że to już ich kolejne współprace z Grekiem i rozumieją się świetnie, dopasowując się do wymagających ról.
„Rodzaje Życzliwości” to swoisty powrót Lanthimosa do przeszłości i charakterystycznego prowadzenia obsady, a przy tym widać elementy nowego Greka. Przy tym widać wolność twórczą, która dostaje i mimo ogólnego średniego przyjęcia ja kupuję wizję Greka, filmu bardzo ciekawego formalnego, złożonego z trzech historii, a jednak spójnego, ale i absurdalnego. Czasem strasznego, czasem śmiesznego, czasem skłaniającego do refleksji, a na pewno niezwykle ciekawego i oryginalnego.
8/10