Gábor Reisz, węgierski reżyser tego filmu do tej pory nie odnosił międzynarodowych sukcesów i można powiedzieć, że ten film wygląda na przełom w jego karierze.
Jego najnowsze dzieło swoją premierę miało na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji, w konkursie „Horyzonty” który wygrał. W Polsce zaczęło się robić o filmie głośno podczas festiwalu Nowe Horyzonty, gdy dostał nagrodę Grand Prix festiwalu. Teraz możemy go oglądać w kinach i trochę zamawiając moją ocenę naprawdę warto. W filmie obserwujemy lekko ponad tydzień z życia kilku bohaterów. Mamy ucznia szkoły średniej, Abela, który ma zaraz przystąpić do matury. Jego ojca, konserwatywnego mężczyznę w średnim wieku, nauczyciela Abela, młodego dorosłego, który ma już żonę i dwójkę dzieci oraz młodą dziennikarkę. Z ich perspektywy będziemy śledzić historię, jednak to ta Abela i jego nauczyciela, Jakaba wydają się tymi najważniejszymi.
Historia zaczyna się gdy Abel zdaje sobie sprawę, że zakochał się w koleżance ze szkoły. Jednak wydaje się, że nie z wzajemnością, tym bardziej gdy ona wyznaje nauczycielowi, że jest w nim zakochana. On dyplomatycznie odrzuca, a my przenosimy się na maturę ustną z historii Abela, gdzie wspomniany nauczyciel zasiada w komisji egzaminacyjnej. Chłopak podczas egzaminu nie odpowiada na pytania egzaminacyjne, po czym Jakab pyta go o symbol narodowy, który ma przypięty do marynarki. Chłopak po powrocie do domu opowiada, ze nie zdał przez nauczyciela, który go gnębił za przekonania polityczne ojca, a sprawa staje się coraz głośniejsza, aż zaczęły się tym interesować media.
Historia jest prosta, jednak ukazanie jej z wielu perspektyw dodaje jej bardzo dużo głębi i potrafi emocjonalnie zaangażować w losy każdego bohatera. Dodatkowo budując poczucie, że nikt nie ma racji, a film nie staje po stronie któregoś z bohaterów. Szczególnie że łączy to się z polityką i sporem, pomiędzy osobami konserwatywnymi, a libelarnymi. Obie te strony w filmie mają mocnych reprezentantów, a Abel jest wrzucony w środek tego zostają po części twarzą jednej ze stron, nigdy tak naprawdę się za nią nie opowiadając. Wszystko to działa na niuansach, choć mamy też burzliwe dyskusje, jak ta świetnie napisana, pomiędzy nauczycielem, a ojcem Abela.
Brzmi to bardzo… polsko, co nie powinno być dziwne, mamy wiele podobieństw do Węgrów, jednak w tym filmie jest to niezwykle widoczne. Co z naszej perspektywy jest dodatkową zaletą i pomaga bardziej empatyzować z bohaterami tego filmu. Jednak też pokazuje jak sytuacje i problemy ukazane w filmie są uniwersalne, polityczne kłótnie, niezrozumienie międzypokoleniowe, czy choćby zawody miłosne to bardzo uniwersalne tropy. Jednak siłą tego filmu jest, z jaką lekkością do nich podchodzi, ukazując je w formie czystej, bez oceniania i dając ludziom być … ludźmi, z szerokim zakresem wad i zalet.
To właśnie ten naturalizm i prawdziwość jest ogromną siłą tego filmu. Jest to w każdym fragmencie tego filmu od pracy kamery, która jest zawsze bardzo blisko bohaterów śledząc każdy ich krok. Po obsadę, która w dużej części to debiutanci i jedynie aktor wcielający się w ojca Abela grał w większej ilości produkcji, a wszyscy są niezwykle prawdziwi w swoich rolach.
„Wytłumaczenie Wszystkiego” to kino społecznie zaangażowane, które jednocześnie udowadnia, że takie filmy niemuszą być przygnębiające i ponure, nawet jak ukazują ciężkie wydarzenia. W swojej prawdziwości jest niezwykle lekkie i przyjemne w odbiorze, zostawiając przy tym duże pole do przemyśleń.
8/10