Miłość bez ostrzeżenia – Recenzja

Lubicie komedie romantyczne? Kto nie lubi… nie powiedział nikt nigdy, choć oczywiście to nadużycie i w tym gatunku znajdują się dobre produkcje. Na przykład „Najgorszy Człowiek Na Świecie”, który też był dystrybuowany przez M2 Films.


Także jak widać można, tutaj też historia zapowiadała się ciekawie. Mamy autora oper, kompozytora i pisarza, który ma blokadę twórczą, Stevena. Poznajemy go, gdy zobowiązuje się do napisania opery do dwóch tygodni, mimo że wie, że w obecnym momencie to niewykonalne. Podąża on za radą żony, uznanej terapeutki, która chciała, żeby po prostu wyszedł z domu i złamał rutynę. Co robi do tego stopnia, że dochodzi do zdrady z kobietą poznaną w barze, która mieszka na barce. W tym samym czasie jego żona doznaje nawrócenia i zaczyna swoją drogę do dołączenia do zakonu. Natomiast jego syn zostaje posądzony o..


I tu chyba skończę o fabule, choć warto zaznaczyć, że dostajemy kilka osobnych historii, które łączone są przez relacje między bohaterami. Dużo tutaj typowego komediowego zbiegu okoliczności jak ten, że syn Stevena umawia się z dziewczyną, której matka jest sprzątaczką u niego w domu, co jest mało komfortowe i zaczyna eskalacje konfliktu. Który jest napisany dość dużą kreską i obok kryzysu pracy twórczej Stevena jest drugim motorem napędowym filmu. Przy tym jest dość mocno prostolinijny i przesadzony. Już lepiej to wygląda w przypadku wspomnianej blokady twórczej, której doznaje bohater i dopiero dość niecodzienne wydarzenie jest go w stanie z niej wyprowadzić. Szczególnie ciekawe jest to jak opiera na tym późniejszą twórczość.


Jest oczywiście jeszcze wątek młodych zakochanych, jednak jest on tylko pretekstem do oskarżeń, które są stawiane w filmie. Niestety syn Stevena i jego partnerka to bardzo nijakie postacie, a chemii między nimi niemal brak. Tak samo jej matka, polka, która jest chodzącym stereotypem polaka na dorobku, praca sprzątaczki, historia porzuconych marzeń i kanciasty angielski, którego nie da się słuchać. Lepiej to wygląda, jeżeli chodzi o postacie Stevena i jego żony, który przechodzą kryzys i jako rodzina, ale też obydwoje na swój sposób kryzys egzystencjalny. Podważając swoje decyzje zawodowe i obraną ścieżkę życia. Niestety w przypadku Stevena finalnie dostajemy przemianę nihilistycznego ekscentryka w bardziej ludzką postać, a wątek jego żony pozostaje tylko swoistą kontrą i comic reliefem.


Właśnie, film to komedia, wiec czy jest zabawnie? No nie powiedziałbym, oczywiście są śmieszniejsze momenty. Sama sekwencja prowadząca do zdrady i późniejsza relacja między tymi bohaterami to duża porcja humoru żenady, który nie zawsze trafia, ale potrafi zaintrygować. Wspomniany wątek nawrócenia jest tak przekoloryzowany, że aż zabawny, niestety jest to wyjątek, a humor w dużej mierze jest bezpieczny i ugrzeczniony. Chyba że bawi nas postawa partnera polki, który jest przerysowanym rasistą, jednak to jest prędzej przykre jak zostało ukazane niż zabawne.


„Miłość bez ostrzeżenia” to niemal definicja kina bezpiecznego i nijakiego, które balansuje między komedia romantyczna komedią a dramatem rodzinnym, finalnie wypadając bardzo średnio w obu rolach, a chyba co gorsze spychając ciekawe wątki do tła. Niestety nawet niezła obsada nie pomaga, gdy uderza scenariuszowa nuda, która tutaj jest wszechobecna.


4/10