Festiwal, festiwal i po festiwalu, bardzo ciekawy okres który miał wyglądać zupełnie inaczej i właśnie wróćmy się trochę w czasie.
W zeszłym roku strasznie żałowałem że nie pojechałem na AFF, potem pojawia się opcja pojechania na Nowe Horyzonty w tym roku i wszystko układa się dobrze, bo może nawet uda się być na oby festiwalach i przychodzi Covid. Mimo wszystko po momencie zwątpienia dobra wiadomość o łączonych edycjach. Przygotowania do wyjazdu do Wrocławia trwają, festiwal się zbliża, a w międzyczasie samemu uczęszczam na ten Warszawski i drugie uderzenie. Festiwal przeniesiony do internetu i tutaj już mam lekko mieszane odczucia.
Po pierwsze chciałem po prostu odwiedzić Wrocław co w obecnej sytuacji stało się czymś na granicy niemożliwe/skrajnie nieodpowiedzialne, ale przy okazji najciekawsze dla mnie produkcje jak „Na Rauszu” czy najnowsze dzieło Almodovara były do obejrzenia tylko w kinie. Z drugiej strony na pewno obejrzałem dużo więcej dzieł niż byłoby to możliwe będąc w kinie osobiście. Można też tu mówić o klimacie festiwalu, ale finalnie jestem po prostu zadowolony ze chociaż w takiej formie udało się to przeprowadzić.
A filmów było dużo, osobiście obejrzałem 13, co daje ponad jeden film dziennie, choć ciężko porównać 200 minutowy Malmkrog do kilku filmów które trwały półtorej godziny. Także bez przedłużania wrzucam oceny w kolejności w jakiej oglądałem te filmy:
Lato ’85 – 8/10
Freeland – 5/10
Dwudzieste Stulecie – 7/10
Tesla – 3/10
Malmkrog – 8/10
Wielorybnik – 7/10
Proste Rzeczy – 5/10
Doktor Miami – 6/10
Drodzy Towarzysze – 9/10
Dni – bez oceny
Tato – 8/10
Vitalina Varela – 8/10
BERLIN ALEXANDERPLATZ – 8/10
Jak widać po ocenach było dobrze, ba momentami nawet bardzo. Tak naprawdę o jednym filmie mogę się wypowiedzieć negatywnie, czyli Tesla, nijaka biografia traktująca widza jak idiotę z dziwnymi wstawkami z teraźniejszości. Freeland i Proste Rzeczy były ciekawymi filmami z interesującymi koncepcjami, ale w obu brakowało mi głębi i mocniejszego wgryzienia się w temat. Dni pozostawiam bez oceny, bo szczerze dawno czegoś tak „innego” nie widziałem, film pozbawiony dialogów, gdzie obraz gra główne skrzypce, melancholijny, intrygujący, ale nie podejmuje się oceny. Doktor Miami to jedyny dokument który oglądałem na festiwalu i był to jeden z najdziwniejszych filmów jakie tam widziałem. Próba sprzedania operacji plastycznych jako coś fajnego, sprzedania hipokryty jako dobrego człowieka, dużo tam sprzeczności, ale finalnie oglądało się to dobrze.
Jak tu już widać ponad połowa filmów które widziałem dostała ode mnie ocenę 7/10 i więcej, co uważam za świetny wynik i można przejść właśnie do nich. Dwudzieste Stulecie to film który mógłby nakręcić Wes Anderson na srogich dopalaczach, dziwna wizja dystopii opowiedziana w dosłowny sposób, posiadająca mega nietypowy klimat. Wielorybnik i Tato opowiadają w gruncie rzeczy podobną historię, odwołując się do motywu samotności i w obu przypadkach w dużej mierze będące filmami drogi. Oba odbywają się też w mało przyjaznym środowisku, czy to Syberia czy powojenna Serbia nie są to miejsca do których większość z nas chciałaby się przenieść. O Lecie ’85 napisałem osobny tekst, ale tutaj tylko dodam ze jest to film odpowiedni dla każdej osoby która zakochała się w Call Me By Your Name. Vitalina Varela tak jak Dni też w większości gra obrazem jednak w bardziej dosadny sposób ukazuje upadek, tutaj na przykładzie kościoła, jednak widzimy tą lawinę jaką to za sobą niesie i jak łatwo to odnieść do swojego życia.
No i moja czołówka, GRANDE TRIO. Jakbym połączył mój trzeci i drugi najbardziej ulubiony film na festiwalu w jedno to wyszłoby ponad 380 minut oglądania. Berlin Alexanderplatz i Malmkrog to dzieła potężne, które łączy jeden przymiotnik, mimo tego że trwają długo, oj bardzo długo to utrzymują uwagę widzą i nie gubią tempa. W przypadku dzieła Puiu ciężko mówić o tempie, bo cały film jest dialogiem miedzy 5 bohaterów w jednym budynku, ale napisaną i odegraną tak że po seansie jedyne co byłem w stanie napisać to „Panie Puiu mów Pan do mnie więcej”. Z drugiej strony Niemieckie dzieło jest nieco sztampową historią o chłopaku który z nizin społecznych przez nielegalną prace dostaje się na salony po drodze upadając kilka razy. Jednak jak tam wszystko gra, motyw czynienia zła dla większego dobra, postacie drugoplanowe które są kontrą dla siebie, no i też oglądanie każdego powstania po upadku jest niezwykle satysfakcjonujące. Jednak to dość skromny Rosyjski film najbardziej skradł moje serce, znów prosta historia o tłumieniu zamieszek za czasów ZSRR. Bardzo naturalistyczny film, poruszający na kilku płaszczyznach, grający na motywie rola w państwie kontra rodzina wszystko w skromnej biało-czarnej stylistyce.
I tak jak było widać mimo mniejszych wpadek warto było poświecić czas na obejrzenie tych produkcji, ba w planach było nawet więcej niestety ograniczony czas w drugiej połowie festiwalu na to nie pozwolił. Naprawdę wybór był świetny i myślę że każdy bardziej zaangażowany kinoman znalazł coś dla siebie. Teraz pozostaje czekać do przyszłego roku gdzie miejmy nadzieje festiwale wrócą do formy offline.