Batmanów było wielu, oczywiście zaczynając od komiksu przez filmowe adaptacje na grach kończąc. Same adaptacje filmowe były różne, moja ulubiona trylogia Nolana, dwie bardzo pozytywnie odebrane części Tima Burtona czy już mniej pozytywne twory od DC z ostatnich lat. Jednak sukces „Jokera” i zapowiedzi sugerowały powrót do formy nietoperza i chyba się udało.


Co najważniejsze Batman Matta Reevesa wygląda, oj wygląda pięknie i bardzo mrocznie. Zapewne zasługa to Greig Fraser, który jest tutaj autorem zdjęć, a możemy go kojarzyć między innymi z zeszłorocznej „Diuny”. I to nie będzie jedyne podobieństwo między tymi filmami. Film emanuje mrokiem od początku, w bardzo świadomy sposób grając światłem, tutaj neony, tutaj flary, widać, że każda scena pod tym kątem była przemyślana, a nadaje to filmowi świetnego klimatu, jak i miejsca, bo można powiedzieć ze miast jest tutaj niemal bohaterem filmu. Co fanów „Batmana” też nie powinno dziwić, ale ogromny aspekt jest ukazany na ukazanie tego miasta zarówno w smali makro skupiającej się na polityce, przestępczości i korupcji. Jak i na przyziemnym ukazaniu ulic tego miasta, ich życiu i pojedynczych występków, o których słyszymy cały czas.
Jednak jaka historia została nam tym razem opowiedziana w tym świecie? A zagadkowa… a tak na serio bez sucharów. Mamy tutaj opowieść detektywistyczną skupiającą się na człowieku zagadce. Mamy tutaj typowe pójście od zagadki do zagadki znane z takich filmów jak „Seven”. Same zagadki są ciekawe i fajnie przemyślane, jednak mam wrażenie ze często rozwiązanie jest za szybko podawane widzowi na tacy. Mimo to samą fabułę śledzi się po prostu bardzo dobrze, do tego stopnia, że bardzo łatwo jest wchłonąć w ten świat. Duża to też zasługa postaci, które napotyka Batman.


Obsada to dla mnie kolejny duży pozytyw filmu, Robert Pattinson w roli Batmana sprawdza się bardzo dobrze, nawet zaryzykuje stwierdzenie, że jest to dla mnie najlepszy odtwórca tej roli do tej pory. Nie jest to rola, która zachwyca, bardziej mamy tutaj aktorstwo bardzo minimalistyczne, ale bardzo dobrze wpasowuje się w wyobrażenie postaci. A mówiąc o zachwycie to Colin Farrell w roli Pingwina to coś cudownego. Tutaj mamy coś wprost odwrotnego i można tutaj mówić o aktorskich fikołkach na najwyższym poziomie absurdu i jednocześnie oddania postaci. Cokolwiek powiem o Paul Dano to może być spoilerem, ale uważam go za bardzo niedocenionego aktora i cieszę się ze dostał tu rolę i jego fani raczej nie powinni być smutni. Jeffrey Wright w roli Gordona to jego najlepszy występ od dawna w mojej opinii. Zoë Kravitz jako Cat Women wypada też w porządku, choć tu zarzut scenariuszowy, że historia jej zemsty za śmierć przyjaciółki jest dość przeciętna i mało wnosi, choć to trochę czepialstwo. No i jeszcze Andy Serkis jako Albert bardzo na plus, niby rola mocno drugoplanowa, ale duet z Batmanem tworzą świetny.


Tak jak warstwa wizualna zachowuje na pochwalę tak samo sceny akcji zostały świetnie przedstawione. Jest ich dużo mniej niż w typowym kinie super bohaterskim, jednak są dopracowane w najmniejszym detalu. Sceny walki wręcz są niebywale „mięsiste” i brutalne, niemal czuć każdy cios wykonywany przez Batmana. Natomiast sceny pościgów nie dość ze są bardzo widowiskowe tą są nakręcone w dość nieoczywisty sposób, zaskakując co jakiś czas widza i to w tym pozytywnym słowa znaczeniu. Wiadomo są one przerysowane, Batman przyjmuje ciosy śmiertelne jak gdyby nigdy nic, a jazda samochodem ma tyle wspólnego z zasadami fizyki co wyścigi formuły pierwszej z zasadami ruchu drogowego. Jednak trzeba pamiętać, że jest to kina super bohaterskie i te mniejsze głupotki nie wybijają z immersji i jak na standardy gatunku mamy tutaj naprawdę podejście zakrawające o naturalizm.


Napisałem o skojarzeniach z Diuną i myślę, że naprawdę jest ich sporo, ba mam wrażenie, że może się ten film spodobać temu samemu „typowi” widzą. Od warstwy wizualnej która jakże różna, lecz tak samo widowiskowa i w obu tych przypadkach na bardzo wysokim poziomie, przez tempo do długości. Tak film trwa trzy godziny i to czuć, ale też trzeba przyznać jedno, w tym świecie po prostu dobrze się przebywa i fakt, są dłużyzny, jednak myślę że mają one duży wpływ na budowanie świata i klimatu, co w ogólnym rozrachunku mogą nawet wpłynąć pozytywnie na odbiór tego filmu. Kolejnym podobieństwem może być główny bohater, a w zasadzie odtwórcy tych ról. Zarówno Robert Pattinson, jak i Timothée Chalamet to młodzi aktorzy, którzy już mają po kilka dużych ról na koncie, jak i takich docenionych przez krytykę. A udział w tych projektach dla obu może być bardzo ważnym krokiem, bo tak jak „Diuna” będzie miała minimum drugą część, tak wątpie, że „Batman” z Pattisonem w roli głównej skończy się na tym filmie. Patrząc na obecny box office raczej na pewno 😉


I taki właśnie jest nowy „Batman”, nie jest to film bez wad jak nadmierna ekspozycja w dialogach dla jednych czy dłużyzny dla innych jednak jest to też film, w który bardzo łatwo wsiąknąć. I może nie jest to wielka rewolucja dla kina super bohaterskiego, ale na pewno krok w dobrą stronę, a przy okazji zarówno zdecydowana większość opinii, jak i portfeli potakuje ze opłaca się robić autorskie kino super bohaterskie.

8/10

One thought on “Batman – Recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *