Anders Thomas Jensen, twórca takich filmów jak „Jabłko Adama”, „Jeźdźcy Sprawiedliwości” czy „Bękart”, wraca z filmem promowanym głównie przez wystąpienie w nim Madsa Mikkelsena.
Sam film miał premierę na festiwalu w Wenecji, gdzie zebrał dość pozytywne opinie. W sumie jest to trzeci z rzędu wspólny projekt Jensena i Madsa, choć w porównaniu do poprzedniego „Bękarta” tutaj Mads ma bardziej drugoplanową rolę. Wciela się w mężczyznę chorego psychicznie, Manfreda, który ma problemy z tożsamością. W pierwszej scenie filmu widzimy, jak jego brat, ścigany przez policję, powierza mu kluczyk do łupu. Przenosimy się kilkanaście lat w przód – brat Manfreda, Anker, wychodzi na wolność, a Manfred twierdzi, że jest Johnem Lennonem. Gdy jego brat nie uznaje jego osobowości, ten próbuje się zabić.
I tu pojawia się problem – Manfred jako jedyny wie, gdzie jest łup, za który jego brat siedział w więzieniu, jednak sam podaje się za Johna, który nie pamięta o tym. Gdy Anker chce wyciągnąć informacje, ten znowu zamyka się w sobie, a nawet ponownie próbuje ze sobą skończyć. W końcu Manfred ląduje w szpitalu psychiatrycznym, a jego brat poznaje lekarza, który chce podjąć się oryginalnej terapii: stworzyć otoczenie, w którym Manfred będzie Johnem Lennonem, i zebrać do tego pacjentów szpitala psychiatrycznego podających się za innych członków The Beatles.
Brzmi to jak bardzo luźna komedia i faktycznie tak film się zaczyna. Nawet próby samobójcze przedstawione są tu w absurdalny sposób. Jednak film z czasem przybiera poważniejsze tony, mieszając gatunki. Jest tu trochę akcji idącej nawet w thriller, jest też dużo dramatu rodzinnego, który zaczyna tłumaczyć przypadłości braci, bo – jak łatwo się domyśleć – Anker też ma problemy, choć nie tak oczywiste jak jego brat. Co może zaskoczyć, w każdym z tych gatunków film daje radę i potrafią się one nawzajem balansować.
Śmianie się z choroby psychicznej czy prób samobójczych brzmi bardzo odważnie, żeby nie powiedzieć głupio, jednak film robi to z niezwykłym wyczuciem. Śmieje się z absurdu sytuacji, z odbioru społecznego, ale nigdy nie z chorego wprost. Potem używa komedii jako elementu rozładowania emocji, które bywają ciężkie. Film uderza w tematy przemocy rodzinnej, alkoholizmu, braku komunikacji. Dodając do tego wątek akcji z wieloma krwawymi scenami, wychodzi z tego mieszanka bardzo mocna, którą film świetnie dźwiga. Nie raz wzruszy i poruszy, a także da do myślenia, gdyż rozciągłość sytuacji sięga od tych z życia codziennego, obejmujących błahe problemy, do tych niecodziennych, niemal odrealnionych. A pośrodku tego intryga, która jest naprawdę ciekawa i nie raz potrafi zaskoczyć, mimo że czasem film potrafi zbyt obrazowo tłumaczyć to, co wcześniej daje czas, by odkryć samemu.
Obsada w tym filmie także staje na wysokości zadania. Nikolaj Lie Kaas jako Anker świetnie się odnajduje jako pozornie człowiek jednej emocji – wściekłości – ale odgrywa dużo bardziej złożoną postać. W kontrze do niego bardzo ekspresyjny Mads Mikkelsen, który trochę zrywa tu ze swoim tradycyjnym emploi, świetnie wpisując się w bohatera z kryzysem tożsamości. W drugim planie mamy natomiast dużo komediowego złota, ale i też poważniejsze role, często mniej znanych skandynawskich aktorów.
I ogólnie rzecz ujmując – ten film bije tą skandynawskością. Mieszanką surowości z dużą samoświadomością uczuć, tym ich miksem komedii z dramatem, a momentami kinem gatunkowym. I choć momentami wydaje się, że film chce za dużo, to jednak udaje mu się spiąć to w klamrę i dostarczyć zarówno dużo dobrej zabawy, jak i tematów do rozmyślań.
7+/10

