Po sukcesie świetnego filmu dokumentalnego „Amy” mamy wysokobudżetowe podejście fabularne do twórczości znanej piosenkarki z Wielkiej Brytanii, która za szybko opuściła nasz świat.
Tak, wiem, spoiler w nagłówku, jednak to jest wiedza tak fundamentalna, że ciężko ją nazywać niespodzianką na poważnie. Zarys historii Amy Whitehouse najprawdopodobniej zna niemal każdy, dlatego tak ważne jest, na jakich aspektach historii skupi się film. Tutaj główny trzonem jest jej relacja z Blakem, jej partnerem, z którym miała burzliwą relację, jednak po kolei. Film zaczyna się, gdy nastoletnia Amy daje swoje pierwsze poważne koncerty. Szybko dostaje kontrakt, jednak nie jest zgody z jej oczekiwaniami i stwierdza, że musi teraz trochę pożyć, żeby miała inspiracje do tworzenia piosenek. W tle mamy wątek rodzinny, który wydaje się jednym z najciekawszych w tym filmie, rozwiedzenie rodzice, mama, która jest odklejona od rzeczywistości. Ojciec, który z jednej strony wszystkim chwali jak to jego córka jest piosenkarką, ale nigdy nie przychodzi na koncerty, oraz babcia, która jest jej wzorem i prawdopodobnie jedyną osobą, z której zdaniem się liczy.
Wnet przypadkowo poznaje Blake, z jednej strony typowego Brytyjczyka, który opija w barze wygrany zakład bukmacherski. Z drugiej strony chłopaka z ogromną wiedzą muzyczną i wieloma emocjami, które skrywa pod pancerze. Dwójka się w sobie zakochuje, pomimo że Blake był w związku, który kończy dla Amy, żeby po kilku kłótniach do niego wrócić. Natomiast zrozpaczona Amy nagrywa prawdopodobnie swój najważniejszy Album, czyli „Back To Black”, który zapewnia jej ogromną sławę, na czym chce skorzystać Blake wracając do niej. Cała reszta filmu to ich burzliwa relacja pełna wzlotów i upadków napędzana przez narkotyki, alkohol, od którego Amy jest poważnie uzależniona oraz paparazzi.
Zacznijmy od tego ostatniego, paparazzi są zawsze wokół Amy, czy to w chwili chwały, gdy wygrywa Amy, czy w bolesnych jak zabranie Blake do więzienia. W połączeniu z alkoholem jest to równia pochyła dla Amy zarówno psychiczne, jak i fizycznie. Gdzie film nam wprost pokazuje jak w tych dwóch aspektach z główną bohaterką jest coraz gorzej. Do tego sama relacja z Blakem, która jest bardzo jednostronna i toksyczna w pewnym sensie oddają faktyczne wydarzenia, co wiemy dzięki świetnemu filmowi dokumentalnemu „Amy”. Jednak jest to ukazane bardzo jednostronnie, upraszczając wiele rzeczy, które są bardziej złożone jak ludzka psychika, które ciężko sprowadzać do prostych równań, które stawia film.
Czy Marisa Abela udźwignęła rolę Amy? Z jednej strony tak, może nie wygląda jeden do jeden, jak piosenkarka, ale na tyle podobnie, że widz to kupuje. Natomiast jej sposób poruszania się, czy postawa sceniczna są oddane bardzo dobrze co myślę, że jest niezwykle ważnym elementem filmu. I tak jak na początku pisałem w pierwszej części filmu to wątki rodzinne są najciekawsze to potem film broni się najbardziej muzyką i wykonanymi utworów Amy. Które czasem są chaotyczne jak jej ówczesny stan, a czasem wielkie jak jej talent.
„Back To Black” wpada w typową pułapkę Hollywodzkiego filmu biograficznego, który bierze na warsztat za dużo wątków, które potem upraszcza i sprawdza do banału. Na szczęście film po części ratuje muzyka i bardzo dobra rola pierwszoplanowa. Mimo to myślę, że lepiej obejrzeć film dokumentalny o Amy z 2015 roku.
5/10