David Oelhoffen znany jest widzom Warszawskiego Festiwalu Filmowego ze swojego filmu „Bliscy Wrogowie”, który sam miałem okazję tam oglądać. Tym razem wrócił na festiwal z filmem, w którym główną rolę gra Andrzej Chrya.
Samo to jest już dużą niespodzianką. Polak grający we Francuskojęzycznym filmie o aliantach w Japonii podczas drugiej wojny światowej brzmi niesłychanie. Jednak Pan Andrzej to doskonały aktor, więc zagraniczne angaże nie powinny nas tak dziwić i jak widać się opłaciło. Sam film był jednym z najbardziej obleganych na festiwalu oraz dostał tam nagrodę za reżyserię.
Fabułę filmu na dobrą sprawę można skwitować w jednym zdaniu. Końcówka wojny, mała grupa Francuskich aliantów próbuje przetrwać w Indochińskiej dżungli. Tyle i aż tyle, bo film fabularnie jest swoistym chołdem dla „Czasu apokalipsy” opierając się na podobnych motywach, często działając na podobnych emocjach. Bardziej niż o wojnie z Japończykami opowiada o przetrwaniu w dżungli, która często bywa bardziej niebezpieczna niż przeciwnik. Czy to dzikie zwierzęta, zarówno te duże, jak i te małe, jadowite. A także roślinność, która jest czasem pomocna, a czasem trująca. Pośrodku tego oddział, który obserwujemy, który niczym we wspominanym filmie Copoli powoli popada w szaleństwo.
Film można byłoby skrócić do tego, że opowiada o humanizmie w obliczu skrajnej sytuacji. Jednak podkręca to jeszcze bardziej kontekst wojskowy tego filmu. Ważną myślą, jaką daje widzowi jest to jak ważne są rangi w wojsku w obliczu takiej sytuacji oraz na moralność działań, które normalnie uznane byłyby za zdecydowanie niemoralne, jednak kontekst sytuacji wiele zmienia. Szczególnie gdy liczy się przeżycie, a mimo to członkowie grupy to przede wszystkim żołnierze, którzy mają ustalone cele i działania. Same sceny walki o przetrwanie są niezwykle naturalistycznie nagrane, trywialnie mówiąc są pełne krwii i potu, o łzach ciężko mówić sugerując się tytułem. Jednak jest tu też miejsce na emocje i to często takie skrajne, bo pomimo ciężkiej sytuacji, każde małe zwycięstwo to pole do celebracji dając nadzieje na finalne zwycięstwo.
Wracając do ukazania akcji w filmie, to tak jak wspomniałem wcześniej, jest bardzo naturalistycznie. Kamera jest cały czas blisko bohaterów, nawet w momentach strasznych, czy wstydliwych. Ukazując to wszystko w kontekście potęgi dżungli, która jest jednocześnie piękna i majestatyczna, a jednak brutalna i przerażająca. Przy tym film jest niezwykle surowy, nie ma tutaj chwytliwych piosenek, a dźwięki tylko oddają naturalizm sytuacji i budują klimat filmu.
Zacząłem od pochwały dla Andrzeja Chyry i to muszę jeszcze raz zaznaczyć. Świetnie sprawdza się w roli dowódcy, który coraz bardziej wątpi w sensowność misji, a przy tym nie daje tego po sobie poznać, przez innymi członkami grupy. Zdecydowanie jest to postać, która się wyróżnia i, mimo że wśród legionistów jest kilka ciekawie zarysowanych postaci, to film w dużej mierze niesiony jest na jego barkach i często bywa swoistym wentylem emocjonalnym tego filmu. Jak dla mnie jedna z najlepszych ról w i tak już bardzo bogatej karierze aktora.
Dawno nie widziałem filmu, który tak dosłownie i naturalistycznie przedstawia walkę o przeżycie w kontekście wojennym i wychodzi mu to świetnie. Film jest świetnie osadzony w realiach czasu i miejsca, a widz może zatracić się w tej azjatyckiej dżungli, będąc prowadzony przez kapitalnego Andrzeja Chyrę.
8/10