Joachim Trier jest znany z chwytanie problemów młodych ludzi. Tym razem wziął się za temat zagubienia młodych dorosłych. Główna bohaterka jego filmu stoi na skraju trzydziestych urodzin, jednak ta granica jest umowna i chodzi tu bardziej o stan umysłu.
Ciekawy już jest podział podziału filmu, prolog, 12 rozdziałów i epilog. Jak nazwa wskazuje w prologu mamy przedstawienie bohaterki, Juli. Osoby niezdecydowanej, niemogącej odnaleźć się w życiu, czy to zawodowym, czy to uczuciowym. Zmienia profesję kilkukrotnie, nie może zbudować z nikim dłuższej relacji. Jednak następuje mały przełom, który jest swoistym początkiem akcji filmu. Tym przełomem jest poznanie Aksela, dużo starszego twórcę komiksów, z którym nawiązuje długo oczekiwaną relację, która nie ograniczyłaby się do jednej nocy. Ich życie w tym okresie nadaje bieg filmowi.
Można śmiało powiedzieć, że od momentu ich spotkania film się nie śpieszy. Mamy tu coś, co możemy określić jako „proza życia”. Bohaterowi wystawiani są na sytuację, które z jednej strony wpływają na nich i ich relacje, a z drugiej rzucają widzowi tematy do przemyśleń. Nie chce za bardzo wchodzić w spoilery, ale nawet w trailerze widać, że w późniejszym etapie pojawia się kolejna osoba w jej życiu. Kolejny mężczyzna i świetnie ukazana jest dynamika w obu tych relacjach. To na czym opiera się związek z Akselem i to ja wygląda relacja z Eivindem. Są to w niektórych aspektach skrajne osoby z innym podejściem do życia co bardzo mocno oddziałuje na Julię.
Jednak chciałbym wrócić do tego jak film rzuca nam tematy do przemyśleń. Film w dużej mierze opiera się na dialogach, które często są bardzo przyziemne, a czasem abstrakcyjne. Jednak bardzo często zostawiają dużo niedopowiedzenia co od razu sprawia ze widz zaczyna myśleć o tym, a tematów rzuconych pod takie przemyślenia jest masa. Z uwagi, że film jest przedstawiony z perspektywy kobiety można od razu mówić tutaj o feminizmie, lecz jest to poprowadzone w sposób tak sprawny, że nie czuć jakby ktoś nam coś wpychał na siłę, a przedstawiał realne problemy. Zaczynając od problemów w życiu erotycznym, gdzie różnica w nagłaśnianiu problemów kobiet i mężczyzn jest ogromna, po stosunek oralny i jego postrzeganie z perspektywy damskiej i męskiej.
Jednak najważniejszym tematem jest ta próba odnalezienia się w rzeczywistości. I tak będzie to banał, ale żyjemy w czasach ogromu możliwości, do tego stopnia, że potrafimy się w tym zgubić. Widać też różnicę w podejścia, gdzie kiedyś Julia byłaby postrzegana bardzo negatywnie, tak teraz wiele osób może utożsamić się z jej rozterkami. Możemy robić wszystko, ale też wszystko często oznacza jedno wielkie nic. Widać po tym, jak Julia zaczynała jako studentka chirurgii, przechodząc przez psychologie kończąc na fotografii i na dobrą sprawę nie będąc pewna czy to jest właśnie to. To samo widać po relacjach z ludźmi, czasem nawet skrajnymi, ale z jedną i drugą osobą czuje się więź.
Film przez to zadaje dużo pytań, a nie stara się konkretyzować na nie odpowiedzi, pokazuje, że czasem nie ma odpowiedzi wprost na dany problem. Co niemal wręcz wypowiada bohaterka w kontekście emocji, o uczeniu się ich odczuwania, ale nie koniecznemu nazywaniu ich. Nawet w takiej sferze meta film wymyka się szufladkowaniu, bo nie pasuje ani do roli dramatu, ani obyczajowego, a na pewno nie komedii romantycznej, do której jest przypisywany.
Wracam na ziemię, bo czuję, że interpretacyjnie odpłynąłem, choć to jest właśnie w mojej opinii siła tego filmu. Jak można w nim odpłynąć, ile można o nim rozmyślać i też może wpłynąć na postrzeganie naszego życia.
Renate Reinsve odgrywającą rolę Julii widzę pierwszy raz na dużym ekranie i jestem zachwycony. To jaka naturalność biję z jej roli jest cudowne. Ogólnie trzeba przyznać, że obsada po prostu daje radę i film zagrany jest bardzo naturalistycznie. W taki też sposób film został nagrany, poza jedną sceną z zatrzymaniem czasu to film jest nagrany bardzo minimalistycznie. Co bardzo też pasuje tutaj, a poza tym świetnie oddaje Oslo które jest mniej surowym miastem niż nam się wydaje i po prostu tak jak w tym filmie miło jest się tam zgubić.
Dawno nie widziałem filmu, który by mnie tak pochłonął, szczególnie przemyśleniowo, naprawdę piękne kino. Nie chce znowu się nad „Codą” pastwić, ale tej subtelności tam zabrakło, tego niekategoryzowania, tego nieupraszczania, tego, że jak nie wiemy to jest normalne, a że poszukiwanie jest ciężkie i nie raz bolesne, ale zarazem piękne.
8/10
[…] Najgorszy Człowiek na Świecie – Recenzja […]