Nicolas Cage to legenda… no dobra może nie przesadzajmy, bo zaraz zacznę go chwalić jak ten film.


Przyznam, że takie filmy to rzadkość. Jedyne co przychodzi mi teraz do głowy to „Być jak John Malković”, choć czy na pewno. Obserwujemy tutaj Nicolasa Cage, który gra samego siebie, jest na ciężkim etapie kariery, jest rozwiedziony od pół roku i ma ciężkie relacje z nastoletnią córką. Film zaczyna się w momencie, gdy nie dostaje on roli, która była dla niego bardzo ważna, a przez długi musi robić chałturę jak udział w urodzinach milionera, za które ma dostać dużo pieniędzy. Sam wyjazd i relacja bogaczem to główny element tego filmu, który z pieśni pochwalnej dla Cage staje się dość zwykłym akcyjniakiem. Tutaj porwanie, tutaj próby zaprzyjaźnienia się z potencjalnym porywaczem, CAI w to wmieszane, trzeba przyznać, że jest dość sztampowo jakby wyjąć, postać Nicolasa.


I tutaj jest największy problem tego filmu, bo tak naprawdę przez cały czas jego trwania nie do końca wie czym być. Raz samoświadomą komedią o Cage, raz dość przeciętnym i sztampowym akcyjniakiem, a raz moralizatorskim kinem familijnym. I teoretycznie są filmy, które robią każdy z tych elementów i jakoś to gra, a tutaj to totalnie nie pasuje. Szczególnie że im dalej szedłem z tą wyliczanką tym robiło się gorzej. Cały ten aspekt filmu o głównym bohaterze jest tym na co większość osób przyszła do kina. Jest zabawnie, czasem mega dziwnie, mocno megalomańsko, ale wszystko to jest zrobione w świadomy i bardzo przemyślany sposób. Do zabójczą ilość drobnych smaczków jak „Paddington 2” będący TOP 3 filmem w historii czy komentarze odnośnie dziwnych wydatków aktora.


Cały motyw porwania i to jak film skręca w kino akcji jest bardzo, ale to bardzo nijaki. Coś na zasadzie „ej, potrzebujemy motoru napędowego tej fabuły, no dajcie cokolwiek” i jest naprawdę cokolwiek. Jest przewidywalnie i niezmiernie nudno, na szczęście co jakiś czas wraca ten bardziej Cage’owy ton filmu. Niestety mamy też wątek relacji ojciec – córka, który według mnie totalnie leży. Wygląda jakby był tylko po to żeby pokazać jakąś przemianę bohatera, a przy tym jest totalnie oczywisty i jakby na siłę tutaj wepchnięty.


Aktorsko film jest bardzo nierówny, mamy czołową dwójkę, która jest świetna i resztę, która jest tłem, już mniej świetny. Nicolas Cage jest jakby w swoim żywiole, totalnie przegięta rola napisana pod niego… i to całkiem dosłownie. Jednak prawdziwym zaskoczeniem jest tutaj grający milionera Pedro Pascal, do tej pory dobry aktor serialowy, ale tutaj u boku Cage wchodzi na wyższy poziom odpływając razem z nim. I widać tą różnicę, gdy ta dwójka jest na ekranie w porównaniu do reszty obsady, która jest tak nijaka, że zaraz o nich zapominamy. Ta nijakość niestety przekłada się też na warstwę wizualną, tak Hiszpania jest piękna, lokacje cudowne, ale pod względem operatorskim film jest do bólu poprawny, a osobiście chciałbym coś szalonego i w tym aspekcie. Może coś nawet niezgodnego ze sztuką filmową, ale takiego co zostanie z widzem na dłużej.

I szczerze jak na film, który ma być super odjechany za dużo tutaj nijakości. To coś jak film z masą akcji, na której się nudzimy przez jej przewidywalność. Żeby nie było, ma momenty cudowne, te właśnie mega przegięte i absurdalne, ale niestety wydaje się ze jest tego za mało.


5/10


P.S. Obejrzałbym film z takim konceptem tylko w głównej roli Adam Sandler i reżyserują to bracia Safdie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *