W recenzji filmu „Broad Peak” pisałem ze Polska nie doczekała się jeszcze udanej Netflixowej produkcji, a tu na Horyzoncie pojawił się bardzo ciekawy kandydat, żeby to zmienić.


Mająca dwa tygodnie temu premierę „Wielka Woda” zachwyciła wielu widzów, jak i krytyków. O serialu mówi się dużo w kontekście bardzo wysokiej jakości produkcji, dobremu oddaniu powagi sytuacji czy przypominienu wydarzeń będących ważne dla osób, które pamiętają końcówkę lat ’90. Osobiście urodziłem się na kilka miesięcy po powodzi, bo właśnie o pamiętnej powodzi z roku 1997 opowiada serial. Co ciekawe powodzi, którą świetnie nam przypominał Tomasz Czukiewski z kanału „Ciekawe Historię” i nie wspominam tego bez przyczyny, bo szczególnie na poziomie marketingu wiele nawiązań do tego materiału było widocznych, a i pomógł w zbudowaniu kontekstu historycznego. I trzeba przyznać, że sam serial bardzo dobrze wypada w tym aspekcie, jednak od początku.


Obserwujemy tutaj losy Wrocławia i najbliższych okolic podczas wspominanej powodzi z roku 1997. Główną bohaterką jest Jaśmina, hydrolożka wezwana do pomocy w sztabie kryzysowym. Stanowi też tam swoistą kontrę dla męskiej większości. Panowie są niezbyt zadowoleni z jej pojawienia, szczególnie że według niej fala będzie dużo groźniejsza niż się spodziewają. Swoistym początkiem akcji jest moment gdzie trzeba zadecydować czy przerwać wały co spowoduje zalanie okolicznych wsi, ale uratuje Wrocław czy brak podjęcia tej akcji. Na dodatek prognozy cały czas się zmieniają, a mieszkańcy terenów zalewowych zaczynają akcje obrony wałów. Tyle mogę zdradzić bez wchodzenie w większe spoilery, ale chciałbym skupić się na tym ostatnim punkcie. Jednym z najciekawszych elementów tego serialu jest ukazanie dylematu między obroną Wrocławia, a sytuacja ludzi na wioskach. Wszystko tutaj jest polityką, bo przecież za niedługo wybory, a życie i majątki ludzi schodzą na drugi plan.


Serial bardzo udanie potrafi mieszać wątki, gdzie sama powódź jest pretekstem do kolejnych wydarzeń, a ich liczba jest zaskakująco duża. Niestety też dużo z nich jest poprowadzona w najbardziej oczywisty sposób i mimo że w obrębie pojedynczych scen serial potrafi zaskoczyć to finalnie bardzo łatwo się domyśleć jak potoczą się losty bohaterów. Pod względem narracji serial wygląda jakby był zrobiony od szablonu, spełniając wszystkie punkty, żeby mógł zainteresować widza. Czysto teoretycznie nie ma w tym nic złego, jednak jest to aż nazbyt oczywiste, gdy dostajemy raz za razem kolejny najbardziej oczywisty motyw, który jednocześnie jest dobrze zrealizowany i sprzedany widzowi, ale dalej najbardziej oklepany.


Realizacja, pod tym względem naprawdę jestem pełen podziwu. Po pierwsze zalany Wrocław robi ogromne wrażenie, zarówno w ogóle i scenach na większe obszary miasta, jak i w detalu, gdzie widzimy małe dramaty ludzi tracących dorobek całego życia, jak i je samo. Woda jest tutaj przedstawiona jako naprawdę niebezpieczny żywioł i myślę, że tego efektu było naprawdę ciężkie.


Większy problem miałem z bohaterami, główna bohaterka jest momentami bananie edgy, chodzący zbiór cech, które stoją w kontrze do urzędniczego betonu, z którego trzeba wyróżnić, postać graną przez Tomasza Schuchardta. Obok Ireneusza Czopy stworzyli tutaj najciekawsze postacie. Szczególnie że reszta obsady w pewnym momencie staje się tłem dla wspomnianej wcześniej trójki.


„Wielka Woda” to według mnie serial.. zbyt bezpieczny, stworzony od schematu tak, żeby zainteresować widza i jak widać to działa, jednak pozbawia go to serca, które po części zastępuje nostalgia za latami ’90 i wspomnienia tamtych tragicznych wydarzeń.


6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *