Cesarzowa Elżbieta, znana jako Sisi to postać legenda, szczególnie dla Austriaków którzy do tej pory otaczają kultem tę postać. Dlatego też podejście do filmu o niej było nie lada wyzwaniem, jednak trzeba przyznać, że się udało.


Ciężko jest ukazać dramat cesarzowej. Kobieta, która ma niemal wszystko, a jedyne co musi to ładnie się prezentować dla wielu będzie najszczęjśliwszą osobą na świecie. Jednak nawet w tak uprzywilejowanej sytuacji można nie być szczęśliwym i mieć problemy z psychiką. Czego idealnym przykładem może być księżna Diana, którą przywołuje nie bez powodu, bo film o niej, „Spencer” bardzo przypomina „W gorsecie”. Oba filmy opowiadają o bardzo wpływowych kobietach, jednak przedstawia je od bardzo ludzkiej strony, która jest pełna przyziemnych problemów, mimo że ich życia nigdy nie wydawały się przyziemne.


Poznajemy Sisi tuż przed jej czterdziestymi urodzinami. Chce udowodnić światu, że jest w świetnej formie, mimo że wszyscy plotkują za jej plecami na temat jej wagi czy zdrowia. Przy tym to nie problemy fizyczne nie są jej największym zmartwieniem. Stan jej psychiki wacha się cały czas, a i czasem wpada w bardzo niebezpieczne tonacje. Jej relacja zarówno z mężem, jak i z dziećmi nie jest najprostsza co ma tragiczny wpływ na jej psychikę. Które stara się ratować ciągłymi wyjazdami z Wiednia, które jednak nie rozwiązują problemów.


Tak jak wspomniany „Spencer” był zestawieniem różnych scen z życia księżnej, tak samo jest tutaj. Struktura może wydawać się chaotyczna, jednak jest to po prostu kilka momentów z życia cesarzowej występujących jedna po drugim. Dlatego też ciężko tutaj mówić o klasycznej fabule, ale oczywiście nie jest to wadą. Tak jak u Larraín’ego wydaje się być to celowe, budując lepiej efekt poznania bohaterki w różnych kontekstach. Samo poznawanie bohaterki jest niezwykle ciekawe, gdyż jesteśmy w stanie zrozumieć jej problemy, które z początku wydawały się błahe. Od prasy, która czyha na każde jej potknięcie po rodzinę, która nie zawsze jest po jej stronę, a przy tym sama Sisi nie jest święta i sama nie jest święta, często łamiąc przyjęte konwenanse. Przy tym wydaje się najbardziej „ludzką” osobą na dworze, który jest wypełniony przez bezwzględne, niemal bezemocjonalne osoby.


Vicky Krieps to zdecydowanie najjaśniejszy punkt tego filmu, Ona po prostu jest Sisi w pełni. Zarówno w sytuacjach formalnych, jak i tych zza zamkniętymi drzwiami, poziom oddania roli jest niesamowity. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że przebija swoją niesamowitą rolę w „Nić widmo”. Oczywiście reszta obsady też jest też bardzo ważna, jednak w większości stanowią tylko tło dla głównej bohaterki. Choć najpiękniejszym tłem są wszystkie te pałacowe przestrzenie. Pałac Schönbrunn i inne znane z Wiednia lokalizacje, ale nie tylko są ukazane w sposób naturalistyczny, przez co oddają ich piękno w niezmienionej formie, a przy tym nadają filmowi klimatu drugiej połowy XIX wieku.


„W Gorsecie” to świetny przykład jak można zrobić dobrze film biograficzny/historyczny, bo w sumie po części ten film wpisuje się w obie te kategorie. Nie wpadając w pułapki gatunkowe żadnej z nich, a ukazuje nam Sisi jako kobietę z krwi i kości z pełnym spektrum jej problemów.


8/10

One thought on “W Gorsecie – Recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *