Wyobraźmy sobie tereny, które wydają się rajem na ziemi, piękna pogoda, plaża, palmy, a wszystko to w akompaniamencie błogiego spokoju, z którego mogą skorzystać odwiedzający tę okolicę turyści.
Tak naprawdę tylko do pewnego momentu to zdanie opisywało nowy film Alberta Serry, który w wirtuozerskie sposób potrafi opowiadać o problemach tego typu miejsc. Reżyser zabiera nas na Polinezję Francuską, malutką wyspę na środku Oceanu Spokojnego, gdzie jednak nie jest już tak na lądzie. Otóż poznajemy De Rollera, bogatą i wpływową osobę z Europy, który od dłuższego czasu mieszka na wyspach. Jest on w wielu sprawach łącznikiem, miedzy wyżej postawionymi władzami, które często są oddalone tysiące kilometrów dalej, a miejscowymi. Swoistym zawiązaniem się akcji, jest moment, gdy pojawia się plotka, według której na tych terenach mają się odbyć testy broni nuklearnej. Niepokoi to bardzo miejscowych, gdyż lata temu takie wydarzenia miały miejsce i wiedzą, że zabije to jakikolwiek ruch turystyczny. Już nie mówiąc o doraźnym bezpieczeństwie. Dodatkowym niepokojem stanowi duża ilość wojskowych, która znajduje się w okolicach wyspy i ich coraz admirał, której śmielej poczyna sobie w okolicach.
Oczywiście miejscowi zaczynają się buntować, na co wchodzi nasz bohater, który jest właśnie tym mediatorem, który stara się dbać o interesy każdej ze strony. Jednak też jako przedsiębiorca na wyspie, przede wszystkim dba o swoje interesy. Jednak zachowanie wojska i liczne przypadki z tym związane doprowadzają go do takiego zaniepokojenia ze sam rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Jednak „Pacifiction” to nie jest w żadnym wypadku kino detektywistyczne. To powolny dramat ukazujący życie różnych jednostek w jednym miejscu. Często ludzi z innych stron świata, środowisk, o totalnie odmiennym statusie społecznym i finansowym, a Albert Serry świetnie ukazuje ich współistnienie. Czasem burzliwe, jak w momencie, gdy młodzi lokalni mieszkańcy chcą wzbudzić zamieszki, a czasem zabawne, gdy pijany admirał robi z siebie pośmiewisko na oczach mieszkańców ekskluzywnego hotelu. I w każdej z tych skrajności film jest prawdziwy, jednak oczywiście, najczęściej jest gdzieś pośrodku, gdy ukazuje codzienność, zawartą w tej niemal trzygodzinnej fabule. Która poza tym jest rozbudowana o wiele wątków pobocznych, które jednak są tylko tłem dla wydarzeń, niemających często wpływu na ogół. Jednak świetnie budujących klimat miejsca oraz charakter bohaterów. Warto też wspomnieć o świetnej roli głównej Benoit Magimela, który tworzy niezwykle wielowymiarową postać, która zostawia wiele do myślenia widzowi.
Polinezja Francuska to miejsce niezwykle urokliwe, jak i niebezpieczne zarazem i ten dualizm świetnie udało się uchwycić w obrazku. Mamy masę kadrów na piękno przyrody, ale też nowoczesny kurort, który wpasowuje się w otoczenie. Żeby tuż po tym zobaczyć sceny zawodów surfingowych, gdzie fale są kilkukrotnie większe niż wysokość uczestników. Nie stanowi to dla nich problemu, jednak czuć respekt, który mieszkańcy oddają otaczającemu ich oceanowi. Kadry są tutaj z jednej strony bardzo stonowane, statyczne, ale też monumentalne w swojej wielkości, rozległości i pięknie jakie ukazują.
Nowy film Serry to zdumiewająca podróż w piękny, acz niebezpieczny świat, w którym żądzą układy i korupcja, jednak tam można dopiero prawdziwie odpocząć, choć ten odpoczynek nie jest możliwy dla każdego. Jednak w gruncie rzeczy „Pacifiction” to film o próbie utrzymania się na powierzchni wody, pomimo które przeciwności ciągną bohaterów na dno.
8/10
[…] Pacifiction – Recenzja […]