Ari Aster po dużym sukcesie, jakim był „Middsommar” stał się jednym z najgłośniejszych nazwisk w Hollywood. Do tego stopnia, że w jego najnowszym dziele, A24 pozwoliło mu na trzy godzinny eksperyment z Joaqinem Phoenixem w roli głównej.
Nowojorczyk przyzwyczaił nas do nowatorskiego podejścia do Horrorów. Tym razem zabiera nas w zakamarki umysłu tytułowego Beau, w tej roli Joaqin Phoenix. Beau się boi, dosłownie wszystkiego, a proste wyjście z domu stanowi dla niego ogromny problem. Poznajemy go podczas sesji u terapeuty, gdzie zwierza się ze swoich strachów. W momencie, gdy wzięcie zalecanej tabletki staje się problemem, zaczynają się dziać rzeczy abstrakcyjne. Ciekawym motywem w filmie jest to jak abstrakcyjne wydarzenia przedstawione są w naturalistyczny sposób. A sama abstrakcja z trwaniem filmu coraz bardziej nabiera na intensywności i rozmachu. Już widać to w scenie przed wyjazdem do matki, gdzie Beau najpierw nie może spać i jest oskarżany o hałasowanie. Co jest właśnie tym absurem, ale reakcja bohatera jest na to bardzo naturalna. Potem zostawia on klucz w zamku, jednak po chwili zostaje on skradziony, co zaczyna piramidę feralnych zdarzeń, które doprowadzają go do momentu, w którym nagi zostaje potrącony i dźgnięty nożem.
W międzyczasie wydarza się prawdziwa tragedia, gdy bohater dowiaduje się o śmierci jego matki, od której był bardzo zależny. Popada w jeszcze większy obłęd, a jego celem staje się dojechanie na ceremonię pogrzebu. Rusza on w drogę, podczas której poznaje masę ciekawych postaci, wielokrotnie cofając się w swoją przeszłość, żeby lepiej poznać siebie. Poznawane przez podróż postacie z jednej strony podkreślają absurdalny charakter dzieła, ale nadają dużej różnorodności, a ich wprowadzanie powiew świeżości, co bardzo ważne z uwagi na długość trwania filmu.
Jednak „Bo się Boi” to film o strachu. Co trochę logiczne, skoro to horror, no właśnie nie w tym sensie. Samych elementów horrorowych tutaj jest bardzo mało, nawet stwierdziłbym, że jest mniej niż w „Middsommar”. Jednak jest tyle samo lub jeszcze więcej brutalności, która ukazana jest w sposób bardzo przegięty, czasem absurdalny, jednak skutki jej są niezwykle cielesne. Wystarczy spojrzeć na Beau który niemal cały film chodzi poobijany z masą boleśnie widocznych obrażeń. Jednak wróćmy do strachu, bo Beau się boi wszystkiego, co może momentami jest absurdalnie ukazane, czasem śmieszne, jednak jest to też świetna metafora życia w obecnym społeczeństwie. Co oczywiście brzmi jak banał, jednak absurdalności sytuacji, powagi tematów, jakimi są fobie społeczne, czy nieumiejętność sprostania oczekiwań w połączeniu z gore brutalnością tworzy mieszankę, która prawdopodobnie odrzuci wielu widzów, jednak w niesamowicie świeży sposób pokazuje te ważne tematy. Do tego film świetnie przedstawia trudną relację matka – syn na wielu płaszczyznach.
Joaqin Phoenix to zdecydowanie postać kluczowa dla tego filmu, można powiedzieć, że nie ma sceny bez niego na ekranie i wcale ta decyzja mnie nie dziwi. Jest to jego kolejna rola, niezwykle absurdalna postać, w której jest nadspodziewanie dużo naturalizmu, szczególnie w okazywaniu strachu. Jednak obsada to kolejny ciekawy aspekt tego filmu. Przypomniało mi to trochę „Licorice Pizza”, gdzie pojawiające się postacie drugo i trzecioplanowe dostają niewielki procent czasu na ekranie, jednak bardzo zapadają w pamięć, dzięki swojej oryginalności. Wyróżniłbym tutaj parę, w która wcielają się Amy Ryan i Nathan Lane, którzy są aż absurdalni w swojej dobroci, co potem przeradza się w … coś, czego nie da się od zobaczyć.
Najnowsza produkcja Astera już dzieli widzów i krytykę, niektórzy widzą geniusz Ari’ego, inni megalomanie i przerost formy nad treścią. Ja osobiście kupuję tę mieszankę absurdu i brutalności z wielowarstwową metaforyką. Jednak bez względu, w której z tych grup się jest „Bo się boi” wywołuje emocje, a chyba o to chodzi w kinie.
8/10