Finlandzkie kino to zdecydowanie odłam skandynawi, który najsłabiej znamy, ciężko wymienić czy to filmy, czy samych twórców z tego kraju. Jednak trzeba przyznać ze „Sisu” jest jedną z mocniejszych premier tego tygodnia.
Jalmari Helander, czyli reżyser tego filmu to zdecydowanie nie jest znane nazwisko. Nie odniósł on ani sukcesu artystycznego, ani komercyjnego do tej pory, mimo że wyreżyserował już sporo produkcji. Dlatego też dość zaskakuje dość mocna promocja jego najnowszego filmu. Który opowiada historię byłego wojskowego, który żyje na terenach Laponii pod koniec drugiej wojny światowej. Nazistowska armia w tym czasie wycofuje się niszcząc wszystko na swojej drodze, a on niespodziewanie znajduje ogromną ilość złota. Postanawia wyruszyć, w której drogę celem jest spieniężenie znaleziska. Jednak po drodze napotyka na grupę nazistów, która chce odebrać mu złoto i jego zabić. W tym momencie okazuje się, że główny bohater to nie byle jaki były żołnierz, a postrach rosjan, elitarny komandos, o którym krążą legendy.
Zaczyna się regularna walka między nim a oddziałem, najpierw to oni go gonią, potem jednak udaje się im go złapać, zabrać złoto, jednak nie upewniają się czy umarł. Więc teraz role się odwracają i to on jest tym goniącym. Cała ta zabawa w kotka i myszkę wypełniona jest masą brutalnych scen akcji. I w tym punkcie muszę wyrazić moje mieszane uczucia, bo z jednej strony same sceny batalistyczne są ciekawe, różnorodne, efektowne i ciekawie nagrane. Z drugiej strony momentami są one zbyt przegięte, co niszczy naturalistyczny charakter, który film chce zbudować. Choć bardziej kłuje brak logiki bohaterów. Momentów, w którym naziści są o milimetr od zabicia głównego bohatera jest masa, film na dobrą sprawę kilkanaście razy wcześniej skończyć, gdyby nie typowe motywy jak to, że czarny charakter jest zbyt pewny siebie czy jego pomocnicy nie potrafią strzelać, niczym szturmowcy w „Star Wars”. Oczywiście jest to motyw dość powszechny, jednak, tutaj wypada absurdalnie, przez to, jak bardzo jest przegięty. Sam główny bohater na tym cierpi, bo zostaje przedstawiony nie inaczej jak maszynka do zabijania, która na dodatek potrafi sama na sobie przeprowadzić operacje. Co szczególnie słabe, bo motyw jego wieku, czy znalezienia przez niego złota jest tylko tłem, a mogłyby być ciekawym sposobem na zbudowanie bohatera.
Jednak jeżeli już trochę zawiesimy logikę to widać jak twórcy filmu inspirowali się w scenach walki grami i to w pozytywnym sensie. Nie raz przed oczami miałem „Wolfensteina” który miał bardzo responsywny system walki co poniekąd czuć w tym filmie. Każdy cios zadawany ma swój ciężar i oczywiście brutalność momentami jest niemal na granicy dobrego smaku, jednak jest to w pewien sadystyczny sposób wciągające. Szczególnie ze wizualnie film robi bardzo dobre wrażenie. Pustkowia Finlandii, minimalizm, ale i wielkie otwarte przestrzenie z pojedynczymi dróżkami stanowią super tło do krwawej jatki, która dzięki intensywnej pracy kamery i agresywnemu montażowi jest ukazana naprawdę kunsztownie.
„Sisu” to zdecydowanie kawał dobrej rozrywki podczas oglądania rozwalania nazistów w brutalny i spektakularny sposób. Jednak trzeba gdzieś zawiesić logiczne myślenie i analizowanie tego dzieła, bo tak jak w grach wypadnięcie z immersji jest bolesne.
5/10