Seria filmów o Obcym to jedna z najważniejszych franczyz w historii kina, która ma wiele wzlotów i upadków od oryginalnego, świetnego „Ósmego pasażera nostromo”. Tym razem Fede Álvarez bierze się za tą serię.


Widać od początku, że przenosimy się w czasie do nowoczesności. Stacja, na której jesteśmy przypomina wizje z cyberpunka. Potencjalnej nowoczesności, która zakrywa rozdarcie społeczne, a wszystko kontrolowane jest przez korporacje. Przeciwko której buntuje się mała grupka bohaterów. Postanawiają polecieć na statek z ważnym towarem i pozyskać go, zanim statek zostanie zniszczony. Udaje im się do niego dostać, jednak na miejscu nic nie idzie zgodnie z planem. Andy, jeden z członków okazuje się nie być człowiekiem, tylko zaawansowanym robotem.


Grupa w końcu napotyka na obcego i to nie jednego, zamkniętego w odciętym miejscu, jednak jak można się domyśleć uciekają przez nieuwagę bohaterów. Sam obcy w małej formie wydaje się być groźniejszy niż we wcześniejszych odsłonach. Jednak prawdziwym zagrożeniem jest w formie finalnej. Żeby to się stało infekuje jedną z członkiń ekspedycji, którą reszta stara się ratować, lecz nie wiedzą, że „hoduje” ona obcego. Na swojej drodze spotykają też starszy model robota, jakim jest Andy, który jest pozostałością wcześniejszych eksperymentów w tej placówce.


Schemat filmu bardzo przypomina oryginalną odsłonę. Co nie jest złą inspiracją, gdyż przez wielu uważana jest za najlepszy film serii. Tutaj też wychodzimy od bohatera grupowego, żeby przejść do pojedynczego poznania postaci. Tu główną jest Rain, w tej roli Cailee Spaenym która może nie jest tak charakterystyczna jak Ripley jednak potrafi skupic na sobie uwagę. Natomiast razem z Andym tworzą ciekawy duet, a grupa jako całość jest ciekawie zróżnicowana, pokazując różne podejścia do sytuacji, która ich zastała.
Sam Andy jako bohater – robot, sztuczna inteligencja to postać bardzo współczesna. Spotęgowane jest to motywem korporacji, która w tym przypadku działa jako monopol, ale dość celnie ukazuje, jak może wyglądać świat za jakiś czas, przynajmniej jeżeli chodzi o ekonomie. Oba tematy są nierozłączne, a warto zaznaczyć, że będą miały wpływ na akcje tego filmu, opierając o niego dylematy moralne. Co czasem było prosto i dosłownie ukazane, ale tworzyło też cel emocjonalny.


„Obcy” to kino grozy i trzeba przyznać, że jest się czego bać. Klimat jest ciężki, od pewnego momentu czujemy cały czas, że bohaterom może stać się coś niedobrego. I nie jest to chyba przesadnym zdradzeniem szczegółów, jeżeli dodam, że trochę im się dzieje. Tak, film jest bardzo brutalny, często idąc w tory body horrorów dużo scen ukazuje bardzo naturalistycznie. Warto też zaznaczyć, że w scenach akcji film jest bardzo kreatywny, wykorzystując przestrzeń, na przykład zabawa grawitacja.


Wiele ludzi zarzuca nowej odsłonie Obcego tak zwany „fan service”, czyli w skrócie bazowanie na nostalgii i ciągłe odwołania do poprzednich filmów. I fakt, jest tego trochę, szczególnie do odsłony z 1979 roku, ale mamy też ślady nowszych filmów, jak „Prometeusz”. Jednak to myślę, że nie jest to zrobione nachalnie, a wręcz powiedziałbym, że większość z tych zabiegów jest wytłumaczona historią i po prostu tutaj pasuje. Mimo ukazania ich często bardzo dosłownie, nie uważam też, że są wrzucone tutaj na siłę.


Wizualnie trzeba przyznać, że film potrafi zrobić wrażenie, dobrze balansując ogromne sceny w kosmosie, z tymi w małych ciasnych przestrzeniach. Te pierwsze są po prostu piękne i potrafią powalać swoim ogromem, szczególnie pas planetoid wygląda cudnie. Z drugiej strony sceny we wnętrzach świetnie budują klimat grozy, łącząc się dobrze z elementami horroru, kreatywnie wykorzystując grę światłem i cieniem. I fakt, czasem efekty specjalne bywają dość „kanciaste” i wydaje się, że brak im doszlifowania, jednak trzeba też oddać, że nowa wizja aliena robi wrażenie i potrafi wywołać dreszcz emocji.


Film „Obcy: Romulus”, można nazwać Obcym naszych czasów, nawiązuje do bieżących tematów jak sztuczna inteligencja, odnosi się do nurtów w kinie jak body horror. Przy tym czuć w nim ducha „Ósmego pasażera Nostromo”, czasem może zbyt wprost, jednak to dobry duch, który czuwa nad tym raczej udanym powrotem marki, a na pewno najlepszym od wielu lat Obcym.


6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *