Jacques Audiard to legenda francuskiego kina (i nie tylko), która w ostatnich latach przeżywa drugą młodość twórczą poprzez takie filmy jak „Paryż. 13 Dzielnica” czy „Bracia Sisters”. Tym razem przychodzi z filmem, który rozbił bank w Cannes.

Po pierwsze, film dostał nagrodę Jury, jednak co bardziej zaskakujące – dostał potrójną nagrodę aktorską, a tak naprawdę dostał nagrodę dla aktorskiego żeńskiego tria. Co stało się bardzo medialne, nawet od zwycięzcy najważniejszego nagrody w Cannes, z uwagi na to że Selena Gomez była jednym z tych trzech nazwisk. Trochę pomijając fakt jak ciekawym gatunkowo i tematycznie jest ten film, a według niektórych pewnie kontrowersyjny. Na początku opowieści poznajemy prawniczkę Ritę. Zajmuje się sprawą za sprawą, aż trafia na trop czegoś dużego gdy szef dużego kartelu prosi ją o pomoc. Chce on wycofać się z biznesu i zmienić płeć, ale i zostawić swoja żonę, graną przez wspomnianą Selenę Gomez.

Bohaterka musi balansować na granicy prawa i tego, czego zleceniodawca od niej chce. Przy czym po zmianie płci zaczyna coraz bardziej rozumieć tytułową Emilię, która zmienia się niemal o 180 stopni – z szefowej kartelu na filantropkę prowadzącą fundację. Tymczasem jej była żona gorzej znosi tą sytuację, a pomoc w której pośredniczy Rita wydaje się jej nie wystarczać, i wszystko prowadzi do nieuchronnego konfliktu.

Tak, w trakcie filmu bywa ostro, jednak zanim, to mamy tutaj dość skomplikowaną emocjonalnie sytuację na wielu płaszczyznach. Ilość zależności miedzy naszą trójką jest godna podziwu w kontekście tego, że ukazując je nigdy się w nich nie gubi, nawet gdy po zmianie płci dynamika mocno się zmienia. Powodując kolejną burzę emocji, co po części sprawia, ze film jest tak żywiołowy, ukazując sytuacje trudne i złożone od tej emocjonalnej strony o dużym temperamencie.

Wspominałem już, że ten film to musical? Tak, musical o właścicielu kartelu który zmienia płeć. Brzmi przedziwnie i takie jest… no właśnie, niekoniecznie. Co ważne, film opowiada historię z perspektywy Rity, a nie tytułowej Emilii Perez, przez co sam wątek zmiany płci obserwujemy z boku. Trochę od strony techniczno-logistycznej, trochę jako zmiany postrzegania społecznego, rodzinnego, jednak film nigdy nie skupia na tym. Używa tego do ukazania perspektyw, zmiany bohaterki i tym samym jej postrzegania przez resztę.

Jednak wróćmy do tego jaki to jest musical, a trzeba przyznać, że jest to unikat. Film świetnie łączy powagę scen z piosenkami i choreografią musicalową. Będąca często zrobiona z wielkim rozmachem, co potencjalnie brzmi jak niepasujące elementy, ale jest to niezwykle przemyślane i po prostu działa. Tak jak pojedyncze sceny musicalowe, gdzie najbardziej wybija się Zoe Saldana, jej energia, umiejętności śpiewu i tańca, a przy tym aktorstwo. Sceny w których „przejmuje mikrofon” elektryzują, a ta w restauracji ma potencjał na przejście do klasyki musicalu, mimo że z klasyką ma niewiele wspólnego. W kontrze do tego dobrze wypadają bardziej standardowe dla musicali wykonania Seleny Gomes, która mimo to też przedstawia zróżnicowany repertuar i potrafi muzycznie zaskoczyć.

Same sceny musicalowe niosą ze sobą niesamowity ładunek uczuć, namiętności, ale też często mniej pozytywnych emocji, jednak w założeniu wszystkie są wypełnione energią. To właśnie energia tego filmu jest tym co zapamiętujemy i ona sprawia, że film ogląda się tak dobrze, dając nam queerową historie bez moralizatorstwa i politykowania, a z ludźmi w centrum. Pięknymi ludźmi i świetną muzyką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *